Dziś, gdy wartość firm w związku z pandemią koronawirusa spada, z pewnością pojawią się na szerszą skalę zasobni inwestorzy, którzy zechcą pochylić się nad losem upadających przedsiębiorstw i po prostu je kupią czy też przejmą w inny sposób, wykorzystując, sobie tylko znane, mniej legalne metody.
Tak więc rynek transakcji typu merger & aquisition (M & A), których przedmiotem jest nabycie udziałów albo akcji spółki, może niespodziewanie doznać wiosennego impulsu rozkwitania. Tak to już bywa w gospodarce, że jedni tracą, inni natomiast zyskują. Co jednak powinni zrobić menedżerowie sprzedawanych biznesów, by obronić się przed nieuczciwymi zakusami kupców i inwestorów, którzy tylko pozornie chcą nabyć firmę, a ich celem jest jedynie poznanie tajemnic, sekretów i innych poufnych informacji i danych sprzedawanych spółek. Działają oni tak jak przed laty Kalibabka, czyli uwodzą, okradają – tak to trzeba określić – no i w końcu porzucają.
W klasycznym i – że tak to określę – uczciwym modelu transakcji M & A inwestor chce wiedzieć jak najwięcej o ulubionej, kokietowanej i w końcu nabywanej spółce. Chce znać jej najskrytsze interesy, tajemnice, poufne informacje i dane. No i oczywiście know-how, i technologiczno – organizacyjne przewagi konkurencyjne, które przede wszystkim przedsiębiorca powinien chronić, bo to one mogą być dla niego żyłą złota. Dlatego właściciele i menedżerowie biznesów zawsze powinni zachować ostrożność i profesjonalną skuteczność, by wszystko to, co cenne i wartościowe zabezpieczyć na wszelki wypadek przed cwanym inwestorem. Jak to zrobić? Po prostu warto zawrzeć przed rozpoczęciem właściwych negocjacji merytorycznych i cenowych porozumienie o zachowaniu poufności informacji i ustalić sankcje, czyli kary umowne za naruszenie obowiązku przestrzegania go.
Więcej w tekście Agnieszki Nowak-Maciejewskiej „Tajemnica przedsiębiorcy a udostępnienie danych inwestorowi podczas transakcji".