Istotna część rynku pracy w Polsce opiera się na umowach cywilnoprawnych. Umowa zlecenia pozostaje powszechną formą zatrudnienia w usługach, w tym przede wszystkim w gastronomii, sprzedaży detalicznej czy produkcji rolno-spożywczej. Pomimo iż od kilku lat zleceniobiorcy gwarantuje się stawkę minimalną (obecnie 17 zł brutto/h), to pozapracownicze formy zatrudnienia znacznie gorzej chronią pracownika przez zwolnieniem. W świetle wprowadzonych ograniczeń w handlu, pracodawcy staną przed trudną decyzją o redukcji zatrudnieni. Pierwszą z grup, którą dotkną zwolnienia, będą zleceniobiorcy.
Problem jest szczególnie ważny w aspekcie zatrudniania cudzoziemców, którzy stanowią znaczną część siły roboczej na rynku usług. Cudzoziemcy-zleceniobiorcy stanowić będą pierwszą istotną grupę, która odczuje dotkliwe skutki „koronakryzysu". W dłuższej perspektywie odbije się to na gospodarce rykoszetem.
Duża część z nich postanowi wrócić do domu, gdzie przeczeka kryzys, ograniczając swoje koszty stałe, ale kiedy kryzys minie, nie wszyscy z nich wrócą do Polski. Będą musieli zaczynać wszystko od nowa, więc wybiorą bogatsze Niemcy. Wychodząca z zadyszki polska gospodarka, straci istotną część rąk do pacy.
Jak można zapobiec odpływowi cudzoziemców z polskiego rynku pracy?
W świetle obowiązujących przepisów, w przypadku utraty pracy przez cudzoziemca zatrudnionego na podstawie zezwolenia na pobyt czasowy i pracę, jest on zobowiązany do poinformowania Wojewody, który wydał mu zezwolenie, w terminie 15 dni roboczych. Jeśli termin ten zostanie zachowany, prawo pobytu cudzoziemca wygasa w ciągu 30 dni od dnia utraty pracy. W praktyce oznacza to, że jeśli termin powiadomienia wojewody zostanie zachowany, cudzoziemiec ma tylko 30 dni na złożenie nowego wniosku, co skutecznie przedłużyłoby jego pobyt w Polsce. Jeśli tego obowiązku nie dochowa, będzie musiał opuścić teren RP.