Przed miesiącem po zajęciu kont i aktywów KCI, spółki-matki wydawcy „Rzeczpospolitej", zapowiedział pan, że wykorzysta wszystkie prawnie dostępne środki, aby obronić spółkę i grupę medialną przed atakiem. Jakie działania już pan podjął?
Działania mają obronić aktywa spółki KCI, w tym aktywa Gremi Media, wydającej „Rzeczpospolitą", ale również przyczynić się do tego, by postępowania sądowe były prowadzone w sposób rzetelny i sprawiedliwy. To leży w interesie nie tylko moim, ale też każdego obywatela i podmiotu prowadzącego działalność gospodarczą w Polsce. Sprawą zajmuje się jedna z najbardziej renomowanych kancelarii w Polsce, SPCG z Krakowa. Przygotowała stosowne dokumenty do sądu: odwołanie od nakazu zapłaty, skargę na czynności komornika. KCI wystąpiła również do prokuratury z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, gdyż według naszej oceny ostatnie działania przedstawicieli CNT (prezesa zarządu tej spółki i jej pełnomocnika) wyczerpują znamiona czynów zabronionych. Złożyliśmy też zawiadomienie do Rady Adwokackiej o możliwości nieetycznych działań pełnomocnika drugiej strony. Niech sprawdzą to powołane do tego organy. Powiadomiliśmy także sąd w Katowicach, w którym toczy się sprawa o blisko 5,4 mln zł, które KCI już zapłaciła półtora roku temu firmie CNT, o jej działaniach, które uznajemy za bulwersujące. Uważamy, że są to poważne okoliczności. Wszystkie dokumenty zostały złożone niezwłocznie, zgodnie z zapowiedzią.
Czytaj też: Właściciel KCI broni się przed atakiem
Powiedział pan, że kwota 5,4 mln zł została zapłacona w 2019 roku pod przymusem. Na czym miałby on polegać?
Na swoistym wymuszeniu kwot nienależnych. W 2019 r., wykorzystując postępowania zabezpieczające celem postawienia KCI SA pod ścianą, spółka CNT zmusiła spółkę KCI do zapłaty tej kwoty spółce CNT. Spółka KCI musiała zapłacić, bo groziło jej niedomknięcie transakcji na 30 mln zł, poniesienie strat na poziomie 15 mln zł oraz spór z jeszcze innym kontrahentem tej transakcji. KCI nie miała wyjścia, musiała wpłacić pieniądze dla CNT. Po dokonaniu tej zapłaty doszliśmy do wniosku, że kwota ta nigdy nie powinna być należna spółce CNT. Mamy argumenty, które pozwolą to wykazać w postępowaniu sądowym. Wystąpiliśmy więc do sądu z roszczeniami. Sprawa toczy się w sądzie pierwszej instancji w Katowicach.