Cóż, ich celowość i skutki można różnie oceniać, ale fakt, że niektóre z nich wdrożono w szybkim tempie. Zdaniem opozycji – zbyt szybkim, by mogły mieć pozytywne skutki. Jest jednak obszar, w którym dwa lata okazały się zbyt krótkim okresem na przygotowanie i wdrożenie rozwiązań prawnych. To media – prywatne i publiczne.
Dekoncentracja ściśle tajna
PiS zapowiadał w kampanii wyborczej uporządkowanie rynku mediów. Ta złowrogo brzmiąca zapowiedź przybrała w końcu kształt postulatu dekoncentracji rynku. I tyle na razie opinii publicznej o tym projekcie wiadomo. Odpowiednia ustawa miała być najpierw gotowa przed wakacjami, potem – we wrześniu, potem jeszcze – na jesieni. Za oknami jesień w pełnej krasie i ten tajemniczy projekt rzekomo jest gotowy. Przepraszam: nie tyle projekt, co rozwiązanie w kilku wariantach. I będzie ten projekt czy też to rozwiązanie spokojnie spoczywać w ministerialnych biurkach, dopóki nie zapadnie polityczna decyzja.
Czyli w dalszym ciągu wiemy tyle, co dwa lata temu. Że ma być jakaś regulacja, ale nikt nie wie, jaka. Nie wiemy nawet, czy zostaną wprowadzone limity dotyczące udziału w rynku mierzone nakładem prasy, wpływami z reklam czy na przykład ograniczenia tyczące się posiadania przez jednego wydawcę prasy, portali i radia bądź telewizji. Wydawanie mediów to biznes, jak każdy inny, może tylko trudniejszy od innych. A w biznesie niepewność bywa gorsza od złych wiadomości. Wydawcom od dwóch lat towarzyszy właśnie niepewność. Trudno planować rozwój i inwestycje, jeżeli się nie wie, czy za kilka miesięcy biznes trzeba będzie zwinąć.
Można się domyślać, że legislacyjne plany w tym zakresie hamuje przede wszystkim trudność w dostosowaniu politycznych zamiarów do unijnego prawa. Europejskie normy restrykcyjnie strzegą wolności słowa przed zakusami polityków oraz nie dopuszczają do dyskryminacji przedsiębiorców. Dekoncentracja, która miałaby być zasłoną dymną dla wyrugowania zagranicznego kapitału w mediach, z pewnością spotkałaby się z ostrą reakcją Brukseli.
Nawiasem mówiąc, warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się na rynku amerykańskim. Tam Federalna Komisja Łączności – a więc ludzie prezydenta Trumpa – zniosła obowiązujący niemal od pół wieku zakaz koncentracji mediów. Uzasadniono to, całkiem rozsądnie, że w dobie cyfryzacji takie zakazy są archaiczne. Stany idą w odwrotnym kierunku niż Polska. Nasi decydenci zdają się nie dostrzegać, że czytelnictwo prasy spada, a głównym medium staje się Internet.