– Od początku kadencji inwestujemy w kadry medyczne. Żeby zatrzymać je w Polsce, ustawowo podnieśliśmy pensje lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych. Dodatkowe środki pozwolą dyrektorom na podwyżki dla pozostałych grup – mówi „Rz” minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Pieniądze miałyby trafić do grup zawodowych pominiętych w ustawowych podwyżkach – fizjoterapeutów czy techników elektroterapii. Zwiększenia wynagrodzeń mają się doczekać diagności laboratoryjni gotowi do najostrzejszych form protestu. Związkowcy zapowiadają, że jeśli nie dostaną podwyżek, odłożą probówki, co sparaliżuje pracę lecznic.
Nie tylko podwyżki spędzają sen z powiek dyrektorom najmniejszych placówek. – Problemem są koszty usług zewnętrznych, podwyżka płacy minimalnej oraz wynagrodzenie dla pielęgniarek i lekarzy – wylicza Janusz Boniecki, dyrektor Szpitala Powiatowego w Ostródzie, który dziś ma 1 mln zł straty, podczas gdy ubiegły rok zamknął ze stratą 200 tys. zł. Jego zdaniem, by realnie pomóc szpitalom, resort musiałby wesprzeć je 4 mld zł, a nie 802 mln zł, które łącznie trafiły w tym roku do placówek z poszczególnych poziomów sieci szpitali.
Ekspert Związku Miast Polskich Marek Wójcik ostrzega, że dodatkowe pieniądze nie zmienią sytuacji najmniejszych placówek, które coraz częściej zamykają lub ograniczają pracę oddziałów. – To nawet nie gaszenie pożaru, ale tłumienie ognia. Resort nie ma pomysłu na działanie lecznic, które są najbliżej obywatela i załatwiają jego podstawowe potrzeby zdrowotne. Lekarze z nich uciekają, a pacjenci miesiącami czekają w kolejkach bez gwarancji dostępu do świadczeń. Bez zmian systemowych one i tak padną – mówi Marek Wójcik.