Inicjatywa deregulacyjna „SprawdzaMY” opublikowała projekt zmiany przepisów, który wyeliminowałby biurokrację pomiędzy spadkobiercami, notariuszami i urzędami skarbowymi. Dziś niepotrzebnie komplikuje ona transakcje na dziedziczonych nieruchomościach.
Problematyczne sytuacje występują w scenariuszu, gdy spadkobiercy dostają po członkach najbliższej rodziny nieruchomość, a następie chcą ją sprzedać. Procedura zwykle zaczyna się od notarialnego poświadczenia dziedziczenia. Notariusz informuje wtedy urząd skarbowy o takim fakcie. Jeśli dziedziczenie dotyczy najbliższej rodziny – fiskus i tak nic na tym nie zarabia, bo spadki i darowizny w takim gronie są wolne od podatku od tychże spadków i darowizn. Aby skorzystać z takiego zwolnienia, podatnik sam powinien powiadomić urząd skarbowy. Ma na to sześć miesięcy.
Rodzina podatku nie płaci. Notariusz to wie, a zaświadczenie i tak konieczne
Jednak według pomysłodawców z zespołu Rafała Brzoski nie to jest największym kłopotem. Otóż odziedziczony dom czy działka bywa dla spadkobierców kapitałem, który chcą szybko spieniężyć. I tu pojawia się biurokratyczna przeszkoda, o której często nie wiedzą. Sprzedaż takiej nieruchomości wymaga oczywiście ponownej wizyty u notariusza. Tyle że notariusz ma obowiązek powstrzymać się od swoich czynności, jeżeli spadkobierca nie dostarczy zaświadczenia z urzędu skarbowego o zapłaconym podatku od spadku lub braku obowiązku takiej zapłaty.
Notariusze przyznają, że ich klienci często w ogóle nie są świadomi takiego wymogu. Zdarza się, że mają komplet dokumentów i są pewni, że mogą zawierać umowę i nagle dowiadują się od notariusza, że potrzebny jest jeszcze jeden dokument. Ten ze skarbówki.
Czytaj więcej
Mamy wszystko, by dać upadającym zabytkom drugie życie: i inwestorów, i turystów. Tylko nie proce...