Marine Le Pen ma niewyparzoną gębę. Ale na Bénédicte de Perthuis większego wrażenia to nie robi. Doświadczona w sprawach malwersacji finansowych najwyższego kalibru sędzia w listopadzie jednym ruchem zgasiła podejrzaną, gdy ta zaczęła mówić o rzekomej stronniczości wymiaru sprawiedliwości.
– To nie jest miejsce na uprawianie polityki, to jest trybunał karny – ucięła de Perthuis.
Czy sąd ma prawo pozbawiać Francuzów przyszłości politycznej kraju?
31 marca to ona wraz z dwoma sędziami pomocniczymi rozstrzygnie o losie Le Pen. Prokuratura domaga się surowej kary za defraudacje subwencji Parlamentu Europejskiego. Oskarżona nie tylko miałaby zostać skazana na pięć lat więzienia (z czego trzy w zawieszeniu) i 300 tys. euro kary finansowej, ale miałaby też być pozbawiona biernego prawa wyborczego przez pięć lat. Co kluczowe, prokuratorzy chcą, aby ta ostatnia kara została zastosowana natychmiast jako środek tymczasowy. W tym przypadku nie pomogłoby więc odwołanie się Le Pen do sądu wyższej instancji. Nie mogłaby więc wziąć udziału w wyborach prezydenckich w maju 2027 r., które jak nigdy dotąd ma szanse wygrać.
Czytaj więcej
Coraz więcej Francuzów jest przekonanych, że potrzeba w kraju rewolucji. Dokładnie takiej, jaką p...
Sprawa dotyczy lat 2004–2017, kiedy szefowa ZN była eurodeputowaną. W tym czasie, jak wynika z aktu oskarżenia, była „mózgiem” systemu niezgodnego z prawem wykorzystania dotacji europarlamentu. 25 osób z jej ugrupowania dostało łącznie blisko 7 mln euro. Chodzi głównie o asystentów parlamentarnych, którzy zamiast pracować w Strasburgu, byli opłacani za wykonywanie zadań na rzecz Zjednoczenia Narodowego we Francji. Wśród oskarżonych jest m.in. wieloletni partner Le Pen Louis Aliot, dziś mer Perpignan. Jemu też grozi utrata sprawowanej obecnie funkcji.