Niedawno w „Rzeczpospolitej” opublikował pan list otwarty do najważniejszych osób w państwie – prezydenta, premiera, marszałka Sejmu – z apelem o pomoc przy ratowaniu zabytkowych nieruchomości w Polsce. Nie jest to apel o wsparcie finansowe, o utworzenie jakiegoś funduszu, tylko zajmujący pół kolumny projekt ustawy deregulacyjnej pozwalającej na łatwiejszą i szybszą realizację inwestycji. Zaledwie cztery rozdziały, dziewięć artykułów. To naprawdę takie proste?
Nie chcemy pieniędzy, generalnie jestem przeciwko wydawaniu publicznych środków lekką ręką. Pierwsza wersja projektu liczyła prawie 30 stron. Powiedziałem, że musimy się zmieścić w dwóch, i to się naszym prawnikom oraz ekspertom zewnętrznym udało. Przecież 30-stronicowego dokumentu nikt nie przeczyta, to ma być deregulacja, a nie dokładanie. Poza tym będziemy to procedować jako projekt obywatelski, będziemy zbierać podpisy. To musi być coś prostego. Badania pokazują, że zabytki są czymś, co łączy Polaków niezależnie od poglądów. Zabytki są nam potrzebne, bo tworzą wspólnotę, a przecież ze względu na burzliwą historię nie zostało nam ich dużo.
A o co walczymy? Prawo w Polsce nie tylko nie chroni zabytków, ale wręcz pozwala na ich bezkarne niszczenie. Budynki albo „się” palą, albo „się” zawalają. Kary za to są żadne. Niestety, państwo cały czas nie ufa przedsiębiorcom, którzy mogliby ratować zabytki – ale zderzają się ze ścianą. Inwestycje są niezwykle trudne pod względem formalno-prawnym, same uzgodnienia z konserwatorami zabytków ciągną się latami. Jest dużo gry na zwłokę, strachu przed wydawaniem decyzji, ale są też interesy różnych grup. W takim bałaganie prawnym jest to, niestety, możliwe. Ale skoro deregulacja staje się nośnym tematem, to pokazaliśmy obywatelski projekt ustawy.
Czytaj więcej
Jaki odzew przyniósł ten apel?
Mamy pozytywny odzew od generalnego konserwatora zabytków, od Stowarzyszenia Architektów RP. Wcześniej spotkałem się z marszałkiem Szymonem Hołownią, który mówił o szybkiej ścieżce procedowania. Przyznam, że do polityków mam ograniczone zaufanie – wierzę w ludzi „na dole”, to jest pewna siła. Będziemy zbierać podpisy w naszych obiektach, będzie petycja w internecie.
Arche to największy inwestor, który mimo trudności z uporem łączy biznes z rewitalizacją zabytków. Gdyby udało się przyjąć ustawę, to takich podmiotów przybędzie?
Oczywiście, jest wielu inwestorów, którzy by chcieli, ale się poddają. Mnie trudności mobilizują.