Za co ma być owa nagroda? „Za wybitne osiągnięcia naukowe, dydaktyczne, zawodowe bądź organizacyjne mające na celu szerzenie zasad katolickich zgodnie z zasadą Deo et Patriae" – jak stanowi statut stowarzyszenia. Jakie to są osiągnięcia, niestety nie podano, ale można podejrzewać, że jest to nagroda za bardzo konserwatywne i zachowawcze poglądy, a także – i jedno, i drugie jest tylko podejrzeniem – swoista nagroda pocieszenia za rzekomo straszliwe ataki, jakie spadają ostatnio na „pomazańca Pana" (by zacytować sformułowanie zawarte w akcji modlitewnej za metropolitę szczecińskiego).

Kłopot polega tylko na tym, że owe „ataki" dotyczą bardzo konkretnych spraw, które są przedmiotem zarówno śledztw prokuratorskich, prac komisji ds. pedofilii, jak i Watykanu. A dotyczą one zarówno zaniedbań i tuszowania spraw jeszcze w diecezji sandomierskiej, jak i spraw z archidiecezji szczecińskiej – z najbardziej znaną dotyczącą ks. Andrzeja Dymera. Ta ostatnia postawiła w przestrzeni debaty publicznej nawet temat rezygnacji metropolity, ale ten ani myśli ustępować, czekając na decyzję Stolicy Apostolskiej, która – jak pokazują jasne, choć owiane mgiełką tajemnicy, decyzje w sprawie arcybiskupów Głódzia i Janiaka – wcale nie musi być dla niego korzystna. Przypomnijmy, że za mniejsze przewiny do dyspozycji papieża oddawali się biskupi niemieccy czy francuscy.

Smaczku sprawie dodaje fakt, że prezesem stowarzyszenia przyznającego nagrodę jest ks. prof. Mirosław Sitarz, prawnik kanonista, który był obrońcą ks. Dymera w karnym procesie kanonicznym, a ostatnio gorliwie bronił arcybiskupa. Słowem – jak to podsumował pewien mój znajomy prawnik, cytując „Odprawę posłów greckich" Jana Kochanowskiego – „ręka rękę myje, noga nogi, wspiera przyjaciel port przyjacielowi". A krócej rzecz ujmując – żenada i tyle.

Zostawmy jednak koleżeńskie powiązania przewodniczącego i nagrodzonego, a skupmy się na tym, jaki sygnał daje opinii publicznej Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa KUL. A jest on jasny. Otóż przestępstwa wobec nieletnich, tuszowanie spraw dotyczących pedofilii, przedłużanie ich tak długo, by winni nie ponieśli kary, jest czymś nie tylko dopuszczalnym, ale wręcz wartym nagrodzenia. Hierarchowie, którzy zawiedli na całej linii, mogą zawsze liczyć na pomoc, wsparcie i nagrody od instytucji – jeśli nie kościelnych, to przynajmniej z Kościołem związanych. W sprawie obrony małoletnich arcybiskup Dzięga przecież wielkich sukcesów nie ma, a sprawy wobec niego pokazują, że dopuścił się wielu zaniedbań, niekiedy zaś – być może – nawet kanonicznych i być może nie tylko przestępstw.

A wszystko to pod hasłem „posłannictwa Kościoła". I aż trudno nie zadać pytania, czy rzeczywiście członkowie stowarzyszenia są zdania, że Kościół powinien nauczać naród kolesiostwa, krycia kumpli, fałszywej solidarności i lekceważenia praw ofiar. I na koniec, by nie było wrażenia, że ja tylko krytykuję, mam kilka propozycji osób, które mogą i powinny być w tych sprawach nagrodzone przez wspomniane stowarzyszenie. To choćby o. Tarsyciusz, o. Marcin Mogielski, ks. dr Piotr Studnicki, ks. prof. Andrzej Kobyliński czy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. To są osoby, które rzeczywiście pokazują nauczanie i stanowisko Kościoła i które warto docenić. Być może prawnicy skupieni w stowarzyszeniu nigdy o nich nie słyszeli, ale jeśli wygooglują, to będą wiedzieć, o kogo chodzi.