W polityce zagranicznej każdy rozgrywa każdego. Pytanie, komu uda się to zrobić skuteczniej.
Czy już Konferencja Bliskowschodnia w Warszawie, podczas której padły kontrowersyjne słowa Benjamina Netanjahu, pokazała, że relacje Izrael- Polska będą trudne?
Konferencja Bliskowschodnia pomyślana była jako dar administracji Trumpa dla premiera Netanjahu na jego kampanię wyborczą. Polska odegrała rolę podwykonawcy i tła dla premiera Izraela. Tym bardziej przykro, że Amerykanie najpierw poruszyli drażliwe dla nas tematy a gość honorowy jest autorem takiego zgrzytu. Holocaust to bardzo ważny temat dla obu narodów, ale niekoniecznie trzeba go podnosić podczas każdej wizyty. PiS ma problem, bo chciałby w polityce zagranicznej równoważyć Unię sojuszem z USA i Izraelem, a w polityce wewnętrznej przytulać antysemitów. Rozkroki bywają niekomfortowe.
W drodze powrotnej z Konferencji Bliskowschodniej premier Izraela został zapytany o współodpowiedzialność Polski za Holocaust i miał możliwość sprostowania swojej wypowiedzi, a jednak odesłał dziennikarkę do rzecznika.
Za Holocaust odpowiadają Niemcy, ale dzięki PiS, ustawie o IPN i dyskusji, jaka wokół tego się wywiązała, świat dowiedział się ilu naszych rodaków mordowało Żydów wokół Holocaustu. To wielka klęska polityki historycznej PiS. A problem jest głębszy. PiS i Likud to dwie podobne do siebie partie nacjonalistyczne. Oba te ugrupowania mają podobną definicję narodu, to znaczy jako bytu idealnego. Obydwie formacje uważają, że to, co daje im wyższość nad innymi narodami, to cierpienia swojego narodu podczas II Wojny Światowej. I obydwa narodu wycierpiały bardzo dużo. Tylko brutalna prawda jest taka, że 90 proc. polskich Żydów zostało zamordowanych podczas wojny, a 90 proc. polskich katolików przetrwało. Więc PiS nie wygra z Żydami licytacji na martyrologię. Nie potrafi nawet obronić dobrego imienia Polski, bo jak zwykle nawet najlepszą inicjatywę obraca w jej karykaturę.
Cała rozmowa