Tak rozumiemy zresztą w „Rzeczpospolitej" wolność słowa. Nie tylko jako upowszechnianie na zasadzie wyłączności bliskich nam poglądów, ale również jako przekaz treści trudnych, niepopularnych czy kontrowersyjnych, o ile są ważne dla naszego czytelnika. Sprawa przyszłości Hongkongu niewątpliwie do nich należy, a z perspektywy „Rzeczpospolitej" stanowi wyjątkowe wyzwanie. Trudno bowiem ludziom z naszym doświadczeniem, wychowanym w tradycji solidarnościowej, w kulcie wolności nie popierać motywowanej idealizmem walki o standardy demokratyczne w kraju, w którym wciąż do nich daleko. Trudno nie opowiadać się po stronie wolności słowa i innych praw oraz swobód obywatelskich.
Czytaj także: Jeden kraj, dwa systemy
Czytaj także: Hongkong przeciwko Pekinowi
Zarazem jednak rozumiemy, jak ważne są dla świata, także świata biznesu, bezpieczeństwo i pewność obrotu. W tym samym Hongkongu, w którym coraz bardziej rozpędza się studencka rewolta, debiutuje we wtorek chiński gigant technologiczny Alibaba. To dobry znak pośród natłoku najgorszych. Jest dowodem, że Hongkong postrzega się nie tylko jako miejsce spodziewanej brutalnej konfrontacji, ale również jako pole do politycznego kompromisu pomiędzy autokratyczną władzą i ruchami wolnościowymi.