Bielecki: Ameryka stacza się do innej ligi

Do takich obrazków przywykliśmy w Kijowie czy Tbilisi, gdzie w parlamentach co pewien czas dochodzi do regularnych bójek. Albo w krajach Afryki, gdzie zdarza się, że przywódcy nie uznają swoich demokratycznie wybranych następców co nieraz prowadzi do wojny domowej.

Aktualizacja: 07.01.2021 07:01 Publikacja: 06.01.2021 22:10

Bielecki: Ameryka stacza się do innej ligi

Foto: AFP

Jednak w tę środę to w sercu Ameryki, do tej pory najpotężniej demokracji świata, tłum wdarł się na Kapitol i przerwał proces zatwierdzenia zwycięstwa Joe Bidena. Zaś Donald Trump zapowiedział, że “nigdy” nie pogodzi się z oddaniem władzy.

Nie może być wątpliwości, że policja, Gwardia Narodowa czy nawet armia w nadchodzących godzinach przywrócą porządek wokół budynków Senatu i Izby Reprezentantów. Ale mimo to pierwszy od czasów Jerzego Waszyngtona szturm na deputowanych będzie dla Stanów Cezurą. To jest przecież tylko czubek góry lodowej, spektakularny przejaw narastającej w tym kraju od dziesięcioleci frustracji. Za fasadą przyklejonych uśmiechów, z jakich znani są Amerykanie, i frazesów o “najwspanialszym kraju świata”, kryje się przecież dramat gigantycznej polaryzacji dochodów, społeczeństwa, w którym coraz więcej osób nie może związać końca z końca podczas gdy nieliczni nawet nie wiedzą, ile mają miliardów. Pandemia, jeszcze bardziej, niż kryzys finansowy sprzed dziesięciu lat, ujawniła i wyostrzyła ten dramat.

Ameryka jest jednak też głęboko podzielona z powodów rasowych. Nad tłumem szturmującym Kapitol powiewały przecież flagi nie tylko Stanów, ale też Konfederacji: sygnał, że 160 lat po Wojnie Secesyjnej wciąż wielu Amerykanów nie uznaje za równych sobie kolorowych współobywateli.

Wreszcie z całą siłą wybuchł w Ameryce kryzys polityczny. Kilka godzin przed zajęciem przez swoich zwolenników Kapitolu Donald Trump pisał na Twitterze, że proces wyborczy w USA “jest gorszy niż w krajach Trzeciego Świata”. Od wielu tygodni twierdził, że doszło do oszustw wyborczych na masową skalę. I choć nigdy nie przedstawił na to dowodów, to od 1/3 do połowy Ameryki uwierzyło mu na słowo: to ta część społeczeństwa, która teraz będzie uważała Joe Bidena za uzurpatora. 

Jednym z atutów amerykańskiej demokracji było do tej pory to, że jej dwie wielkie formacje polityczne, Demokraci i Republikanie, potrafiły pogodzić bardzo szerokie spektrum poglądów. To pomagało przyciągać do centrum radykalnych polityków. Jednak w tą środę przeciwko Trumpowi otwarcie zbuntował się wiceprezydent Mike Pence, zrobiło to też bardzo wielu republikańskich senatorów i reprezentantów. Na naszych oczach rozpada się więc Partia Republikańska i wiele wskazuje na to, że na jej gruzach zrodzi się radykalny, być może anty-demokratyczny ruch. 

Wszystko to prowokuje też pytanie o polską politykę zagraniczną, która przez ostatnie cztery lata tak bardzo postawiła na Trumpa. Ta kalkulacja, rzecz jasna, już jest nieaktualna. Ale czy rewizja strategii międzynarodowej naszego kraju nie powinna pójść dalej obejmując poszukiwanie alternatywnych sojuszników? Na wszelki wypadek.

Jednak w tę środę to w sercu Ameryki, do tej pory najpotężniej demokracji świata, tłum wdarł się na Kapitol i przerwał proces zatwierdzenia zwycięstwa Joe Bidena. Zaś Donald Trump zapowiedział, że “nigdy” nie pogodzi się z oddaniem władzy.

Nie może być wątpliwości, że policja, Gwardia Narodowa czy nawet armia w nadchodzących godzinach przywrócą porządek wokół budynków Senatu i Izby Reprezentantów. Ale mimo to pierwszy od czasów Jerzego Waszyngtona szturm na deputowanych będzie dla Stanów Cezurą. To jest przecież tylko czubek góry lodowej, spektakularny przejaw narastającej w tym kraju od dziesięcioleci frustracji. Za fasadą przyklejonych uśmiechów, z jakich znani są Amerykanie, i frazesów o “najwspanialszym kraju świata”, kryje się przecież dramat gigantycznej polaryzacji dochodów, społeczeństwa, w którym coraz więcej osób nie może związać końca z końca podczas gdy nieliczni nawet nie wiedzą, ile mają miliardów. Pandemia, jeszcze bardziej, niż kryzys finansowy sprzed dziesięciu lat, ujawniła i wyostrzyła ten dramat.

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Marcin Romanowski problemem dla Karola „nie uważam nic” Nawrockiego
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego „nie uważam nic” Karola Nawrockiego nie jest błędem
Komentarze
Romanowski, polski Puigdemont. Jak polityka podważa zaufanie w UE
Komentarze
Rusłan Szoszyn: W Warszawie zaatakowano Jana Malickiego, wroga dyktatorów
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dariusz Wieczorek odchodzi, bo był zbyt skromny, czyli jak nie kończyć kryzysów
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku