„United we stand, divided we fall" – słowa jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych jak mantra powtarzane są od ponad 200 lat w stanie zagrożenia i wojny od USA przez Wielką Brytanię po Indie. Razem wytrwamy, podzieleni padniemy – uznali rywalizujący ze sobą szefowie największych organizacji biznesowych i odbudowali Radę Przedsiębiorczości, która blisko dwie dekady temu pomogła przekonać rząd, by w obliczu kryzysu na świecie podjął zmiany poprawiające sytuację polskich przedsiębiorców.
Dzisiaj kryzys jest stokroć groźniejszy. Jesteśmy na wojnie z niewidzialnym wrogiem, który prowadzi ofensywę od chińskiego Wuhan po Europę i USA. Hasło „United we stand" jest aktualne jak nigdy wcześniej. I jak nigdy dotąd ignorowane. Wystarczy wspomnieć blame game Chin z Włochami i USA, paniczne blokady granic i dostaw masek w Europie, ataki premiera RP na UE („nie dała ani eurocenta", choć dała na walkę z koronawirusem 37 mld euro, w tym 7 mld euro dla Polski). I wreszcie gigantyczny spór polityczny w kraju po zmianach kodeksu wyborczego doklejonych do „Tarczy antykryzysowej" i uchwalonych pod osłoną nocy.
Politycy walczą ze sobą, jakby najważniejsze było przeprowadzenie wyborów 10 maja, a nie przetrwanie pandemii. My może ją i przeżyjemy, ale polska gospodarka niekoniecznie. Krytyczna jest zwłaszcza pierwsza faza kryzysu – lockdow, w czasie którego fabryki przestają wytwarzać towary, zamierają usługi – od restauracji przez fryzjera po kina i teatry. Ekonomiści ostrzegają, że ten kryzys, inaczej niż poprzednie, będzie miał charakter podażowy. Ludzie może i będą mieli pieniądze – z pomocy państwa, z własnych oszczędności, ale nie będzie co za nie kupić. A wtedy grozi nam wystrzał inflacji.
Rząd się z tym liczy, skoro wpisał do ustawy o „Tarczy antykryzysowej" przepisy drastycznie ingerujące w rynek, bo pozwalające ustalać maksymalne ceny i marże „towarów lub usług mających istotne znaczenie dla ochrony zdrowia lub bezpieczeństwa ludzi lub kosztów utrzymania gospodarstw domowych". Uderzy to w firmy, jeszcze bardziej ograniczając podaż. I stworzy warunki do powrotu czarnego rynku – po 30 latach od upadku PRL!