Deklaracja została złożona cztery dni po tym, jak Sąd Najwyższy królestwa skazał na długie kary więzienia dziewięciu działaczy niepodległościowych za organizację podobnego, nielegalnego głosowania dwa lata temu. – Musimy okazać się godni tych ludzi, którzy poświęcili się dla wolności, sprawiedliwości i demokracji – oświadczył Torra. Zapowiedział, że w przyszłym roku będzie przedstawiony projekt nowej, „republikańskiej" konstytucji Katalonii.
Jednak dwie główne partie niepodległościowe reprezentowane w regionalnym parlamencie, Lewica Republikańska i konserwatywny PDeCat, przyznały, że deklaracja Torry nie była z nimi konsultowana.
Od początku tygodnia w Barcelonie i innych, katalońskich miastach trwają brutalne starcia sił porządkowych ze zwolennikami niepodległości. Tylko w nocy ze środy na czwartych zostało w nich rannych 91 osób. W wielu miejscach śródziemnomorskiej metropolii płonęły opony, zostały zniszczone witryny sklepowe, a w poprzek ulic zbudowano barykady. Zablokowane są też niektóre drogi, w tym autostrada A7.
Socjalistyczny premier Pedro Sanchez, którego 10 listopada czekają wcześniejsze wybory, zapewnił, że hiszpański wywiad wie, kto stoi za organizacją tych zajść. Chodzi o nieformalną organizację Tsunami Demokratyczne, która organizuje swoich zwolenników poprzez Twittera.
Plan separatystów polega na sprowokowaniu Madrytu do przejęcia bezpośredniej kontroli nad prowincją zgodnie z art. 155 konstytucji lub wprowadzenia tu stanu wyjątkowego. To postawiłoby Katalonię w roli ofiary rzekomego autorytaryzmu Madrytu. W ten sposób słabnące poparcie dla niepodległościowej sprawy mogłoby wreszcie zyskać większość spośród 7,5 mln mieszkańców prowincji, co do tej pory nigdy nie nastąpiło. W trakcie 30-minutowego wystąpienia Torra wspomniał o starciach przez kilkadziesiąt sekund, choć do tej pory katalońscy secesjoniści konsekwentnie odcinali się od przemocy.