Fundusz solidarnościowi teraz też posłuży innemu celowi.
On ma pożyczyć z Funduszu Rezerwy Demograficznej i służyć celom niż fundowaniu pisowskim prezentów przed wyborami. To jest podwójna manipulacja.
Na razie wielkość długu do PKB jest na bezpiecznym poziomie. Jak to się szybko może zmienić?
Mówimy o skrajnym scenariuszu. Wcześniej może nastąpić grzęźnięcie, coraz gorsze wskaźniki finansowe i coraz wolniejszy wzrost. Jest wielkie pytanie, czy reguła wydatkowa ograniczająca populistyczne wydatkowanie przed wyborami, zostanie przez PiS złamana. To byłby kolejny sygnał alarmowy, odnotowany przez obserwatorów rynków finansowych.
Poprzedni rząd trochę też miał za uszami, jak fundusz drogowy. Były próby pewnych księgowych sztuczek.
Trzeba odróżniać, gdy mówimy o chorobach biologicznych, katar od gruźlicy. Podobnie z polityką Przedtem mieliśmy do czynienia z katarem przechodzącym w grypę (jeśli chodzi o skok na OFE), teraz mamy gruźlicę.
Jakie pan widzi największe zagrożenia, które mogą uderzyć w budżet i gospodarkę?
Nie da się przewidzieć kryzysu finansowego w świecie. Gdyby nastąpił, to Polska byłaby bezbronna, bo mamy zjedzone prawie wszystkie rezerwy. Sytuacja w finansach publicznych, po okresie triumfalistycznej propagandy, pogarsza się. Jeżeli przyjdzie spowolnienie gospodarcze, to wyjdzie to na jaw.
Nie zakładam, że światowy kryzys musi nastąpić. Ale przy kontynuacji PiS-owskiej polityki wydatkowania pieniędzy pewne jest spowolnienie. Polsce grozi, że stopniowo przestaniemy doganiać Zachód.
Inwestycje prywatne miały być wysokie, a są niskie. Co się dzieje?
To była jedna z pustych obietnic zawartych w Planie „Odpowiedzialnego Rozwoju" (sic!).
Odkąd został ogłoszony, inwestycje się zmniejszyły.
Bo inwestorzy prywatni nie inwestują na rozkaz, w odróżnieniu od firm państwowych. Oni kalkulują ryzyko, a ogromnie zwiększyło się ryzyko polityczne. Mamy jeden kierunek, przeciw ludziom pracującym w celu rozdawnictwa partyjnego. Naturalna reakcja w takich warunkach, to wstrzymywanie się i ograniczanie inwestycji. Mamy najniższe inwestycje wśród krajów posocjalistycznych.
Duża część innowacji, które poprawiają produktywność, wymaga inwestycji. Przy niskich inwestycjach także innowacyjność będzie spadać. Żadne publiczne projekty, typu Mierzeja Wiślana, nie zastąpią prywatnych inwestycji. Gdyby mogły, to socjalizm by kwitł, a wszędzie padł.
Wokół 30-krotności mieliśmy wiele zwrotów akcji.
To pokazuje chaos i do jakiej sytuacji doprowadził PiS w finansach publicznych. Muszą manipulować, kombinować i sięgać tam, gdzie ich zdaniem można bezpiecznie zabrać pieniądze.
Zastanawiające jest, że byli wspomagani przez lewicę. PiS jest skrajnie lewicowy. Pytanie, jaka będzie pozycja PO. Czy oni oddadzą obronę wolności gospodarczej Korwin-Mikkemu i Konfederacji, czy wreszcie przedstawią program potrzebny Polsce, który broniłby ludzi pracujących, od których w największym stopniu zależy sukces Polski.
To jest surowa diagnoza PiSu.
Ale oparta na faktach. Rozdawnictwo, nacjonalizacja i niszczenie niezależnych instytucji.
Widzi pan w innych partiach program wyborczy, czy pojedyncze sensowne pomysły?
Za rzecz wątpliwą uważałem, że po stronie PO nie było wyraźnego zdystansowania się do rozdawnictwa przed wyborami. Myśleli, że jak się zdystansują to ich rozniosą. Przecież cała masa ludzi to osoby pracujące, którzy rozumieją, że rozdawnictwo zniechęcające do pracy bije w nich i Polskę.
Po stronie PiS-u nie znalazłem żadnej propozycji, której realizacja by nie zaszkodziła Polsce. Może z wyjątkiem PPK. Problem w tym, że te pieniądze mają być zarządzane głównie przez instytucje państwowe. To jest zagrożenie dla tych pieniędzy.
W programie PO jest sensowna propozycja jak powiązać odpolitycznianie firm z tym, żeby emeryci mieli więcej pieniędzy. Albo ruchy, których realizacja wzmocniłaby zachęty, żeby ludzie pracowali.
Obiecane płaca minimalna zostanie wdrożona?
Najgorzej, gdy szkodliwe propozycje są wcielane w życie, tylko dlatego, że obiecali. Nie wspominają, że niektórych bardziej sensownych obietnic nie wykonują, np. zasadnicze zwiększenie kwoty wolnej od podatku. Z tego zrezygnowali, bo nie mieliby pieniędzy na 500 plus. Pieniądze poszły tam, gdzie się to bardziej politycznie opłacało.