budżet zyskuje
– Powód? Lepsza kondycja gospodarki – zaznacza Maliszewski. Po tąpnięciu w II kwartale w trzecim mocno odbiła się już konsumpcja, ustabilizowała się sytuacja na rynku pracy, to znaczy bezrobocie już nie rosło, a wzrost płac nieco przyspieszył, dzięki czemu dochody gospodarstw domowych nie załamały się. – To wszystko stabilizuje bazę podatkową. Do tego kasie państwa pomaga też inflacja, bo zwiększa wpływy z VAT w ujęciu nominalnym – dodaje Maliszewski.
– Warto też pamiętać, że to ogromny impuls fiskalny, w postaci różnych tarcz osłonowych, pomógł ochronić miejsca pracy i dochody ludności. Obecne w miarę dobre wpływy z podatków są więc m.in. efektem tego, że rząd wydał dużo pieniędzy na wsparcie gospodarki. Bez tego straty budżetu byłyby znacznie większe – zaznacza Pogorzelski.
W sumie, jak wynika z analizy „Rzeczpospolitej", gdyby takie tendencje jak w październiku utrzymały się do końca roku, budżet państwa straciłby przez pandemię nie 40 mld zł z podatków (jak założono w nowelizacji, przy czym chodzi o straty w porównaniu z planami sprzed pandemii), ale ok. 25–27 mld zł. Ograniczenie ubytków widoczne byłoby przede wszystkim w VAT (16 mld zł zamiast 26,5 mld zł) i akcyzie (3,8 mld zł zamiast 6,7 mld zł). Za to PIT wciąż odradza się na tyle powoli, że straty mogą być nawet większe, niż spodziewa się resort finansów.
Problem jednak w tym, że dotychczasowe wykonanie budżetu nie obejmuje restrykcji wprowadzonych w październiku i listopadzie. Jeśli druga fala pandemii uderzy w gospodarkę i budżet z taką mocą jak ta pierwsza, to o pozytywną niespodziankę na koniec roku będzie trudno.
Nie tak gwałtownie
– Oczywiście, wciąż panuje ogromna niepewność co do przebiegu pandemii i wpływu na gospodarkę. Pod wielkim znakiem zapytania stoi sezon świąteczny, który – jeśli chodzi o poziom konsumpcji – jest najlepszym okresem w roku – zauważa Grzegorz Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – Niemniej wydaje się, że obecny lockdown jest mniej dotkliwy dla części handlu i usług, praktycznie nie dotyka przemysłu, firmy i konsumenci wydają się też lepiej przygotowani. Jeśli tak, to i ubytki w budżecie nie powinny być tak duże, jak by można się było spodziewać.
Do tego ekonomiści dodają, że Polacy nie ograniczyli swojej mobilności i wydatków tak gwałtownie jak w marcu. – Wówczas było to tąpnięcie, obecnie jest to proces bardziej stopniowy – zauważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Może to przełożyć się na to, że i spadki podatkowych dochodów nie będą miały tak gwałtownego charakteru – ocenia. A Karol Pogorzelski z ING Banku Śląskiego szacuje, że mimo wszystko straty mogą być nawet o 25–50 proc. mniejsze.