Wprawdzie teraz, Bogu dzięki, czasy o wiele spokojniejsze, ale zdanie o kadrach jest aktualne. I jak ulał pasuje do polityki personalnej w spółkach Skarbu Państwa, która powinna być najwyższej próby. Bo na razie w gospodarce mamy lata tłuste i wyniki firm „same się robią", ale wcześniej czy później nadejdą chude i od sprawności zarządów zależeć będzie los tysięcy miejsc pracy.

Tymczasem w państwowych firmach trwają bezprzykładne czystki, a stołki tracą już nie pomazańcy PO, ale zaufani nowej władzy. W efekcie frakcyjnych walk stery przejmuje często druga, trzecia, a w ekstremalnych przypadkach nawet piąta ekipa od 2015 r. W KGHM tarcia sprawiły, że jest problem z wyłonieniem prezesa w konkursie, bo premier stracił wpływ na radę nadzorczą. W Orlenie nowy szef zaczął rządy od zapowiedzi przejęcia Lotosu i od czystek. Zapomniał, że tylko co trzecia fuzja się udaje, a wstrząsy kadrowe zmniejszają jej szanse na sukces.

Szarpanie spółek przez partyjne frakcje i narastający tam chaos dowodzą, jak wielkim błędem było skasowanie Ministerstwa Skarbu Państwa i przekazanie uprawnień zarządczych innym ministrom. Ideałem byłaby prywatyzacja i wyrwanie firm z rąk partyjnej nomenklatury, ale bądźmy realistami – w dającej się przewidzieć przyszłości to niemożliwe. Potrzebne są rozwiązanie ratunkowe.

Absolutne minimum to powołanie agencji Skarbu Państwa bezpośrednio podlegającej premierowi, która w jego imieniu przejmie rolę właściciela wszystkich państwowych firm. Tylko wtedy uda się, jeśli nie powstrzymać, to przynajmniej przyhamować frakcyjne walki o stołki w zarządach i ustabilizować politykę kadrową. To konieczne, bo rozkręcająca się amerykańsko-chińska wojna handlowa grozi światową recesją, która uderzy także w Polskę. Najwyższa pora przygotować się na złe czasy. Bo wtedy kadry decydują o wszystkim.