– Gdyby kurs CHF/PLN zależał wyłącznie od czynników fundamentalnych, w ogóle nie powinien się znaleźć na tak wysokich poziomach. Jednak globalna awersja do ryzyka wywołana przez nieprzewidywalne czynniki geopolityczne powoduje, że kapitał płynie w stronę bezpiecznego franka, a unika walut rynków wschodzących – mówi Konrad Białas, główny analityk TMS Brokers.
Dodaje, że właśnie ta nieprzewidywalność decyzji politycznych powoduje, że nawet w niedalekiej przyszłości nie można wykluczyć żadnego scenariusza. – Także takiego, gdzie dojdzie do dalszej eskalacji wojen handlowych lub nasilenia obaw o recesję. W obu przypadkach możemy zobaczyć słabszego złotego lub silniejszego franka lub kombinacje tych dwóch trendów – dodaje. Jednak jego zdaniem obecna siła franka jest wyrazem emocji inwestorów i niepłynnego wakacyjnego rynku. – To oznacza, że obecne poziomy nie są do utrzymania w dłuższym horyzoncie. Wstępny strach z tytułu wojen handlowych przeminie (tak jak to było na wiosnę 2018 r. i w maju 2019 r.) i okaże się, że efekty ekonomiczne decyzji politycznych nie są tak szkodliwe lub odpowiedź władz fiskalnych i banków centralnych będzie neutralizować część ryzyk. W efekcie zakładam, że przed końcem roku frank powinien ponownie kosztować mniej niż 3,90 zł – prognozuje Białas.
Czytaj także: Frankowicze nie chcą płacić, liczą na przedawnienie
Banki zapłacą klientom
Zbawieniem dla kredytobiorców frankowych okazał się spadek stawki LIBOR CHF, uzależnionej od decyzji Szwajcarskiego Banku Narodowego. Teraz jest ujemna i wynosi -0,84 proc., kiedy jeszcze w latach 2006–2007, gdy udzielano najwięcej hipotek frankowych, wynosiła 1,5–3 proc. To o tyle ważne, że stawka ta składa się, obok marży pobieranej przez bank, na łączne oprocentowanie kredytu. Wzrost kursu franka był przez lata neutralizowany spadkiem stawki LIBOR CHF, dzięki czemu raty tych hipotek nie rosły. Jednak wartość bilansowa kredytów w złotych mocno się zwiększyła. Najbardziej pechowi frankowicze zaciągnęli kredyty na początku sierpnia 2008 r., kiedy frank kosztował zaledwie 1,96 zł. Obecnie kurs jest ponad dwa razy wyższy i wynosi ok. 4,02 zł. Z wyliczeń Expandera wynika, że ktoś, kto wtedy pożyczył 300 000 zł, dziś ma zadłużenie wynoszące 422 000 zł. Wzrost zadłużenia w złotych jest bolesny, ale nie jest palącym problemem, o ile ktoś nie planuje spłaty kredytu przed terminem. Jeśli jednak ktoś chciałby sprzedać mieszkanie i spłacić dług, to w niektórych przypadkach może się okazać, że pieniądze ze sprzedaży nie pokryją całego zadłużenia kredytu we frankach.
Z danych zgromadzonych przez Expandera wynika, że w latach 2007 i 2008 udzielono sporo kredytów, których marża to 0,8 proc., a niekiedy nawet mniej. Oznacza to, że po dodaniu marż do stawki LIBOR CHF łączne oprocentowanie kredytu będzie nieznacznie ujemne lub bliskie zera. To bardzo dziwna sytuacja. Co wtedy? – Bank powinien wypłacić odsetki osobie, która pożyczyła od niego pieniądze. Oczywiście nie da ich klientowi „do ręki", lecz pomniejszy zadłużenie kredytu – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
Ostatnio tak niski poziom stawki LIBOR CHF obserwowaliśmy w 2015 r. i na początku 2016 r. – Wtedy część banków nie chciała wypłacać klientom odsetek od kredytów. Argumentowały, że ujemne oprocentowanie jest niezgodne z prawem bankowym. Na szczęście w sprawie interweniował UOKiK i klienci otrzymali należne im pieniądze. Miejmy nadzieję, że tym razem nie będzie już takich problemów – dodaje Sadowski.