Jeśli w Kościele wystąpiłby chociaż jeden przypadek wykorzystywania – który sam w sobie jest potwornością – to taki przypadek zostanie potraktowany z najwyższą powagą". Te słowa papież Franciszek wypowiadał publicznie kilka razy. Przy okazji wybuchających co jakiś czas skandali pedofilskich z Watykanu dawało się słyszeć hasło: „zero tolerancji". I chociaż z powodu molestowania nieletnich bądź tuszowania spraw pedofilskich godności tracili biskupi w USA czy Chile, to w Polsce trudno było uwierzyć w to, że Kościół faktycznie chce iść ku oczyszczeniu. Media co rusz donoszą przecież o księżach, którzy krzywdzą małoletnich, biskupach, którzy dopuszczają się zaniedbań i ukrywają sprawców, itp. Zniecierpliwienie i złość narastają. A jednak...
Kary dyscyplinarne, jakimi – po błyskawicznym postępowaniu dotyczącym molestowania przed laty nieletniego – został obłożony kard. Henryk Gulbinowicz, są dotkliwe i wymowne. Zakaz publicznych celebracji i uczestnictwa w jakichkolwiek spotkaniach, zakaz posługiwania się insygniami biskupimi, odmowa prawa do nabożeństwa i pochówku w katedrze to – choć wprost tego nie wypowiedziano – co najmniej odebranie godności kardynalskiej, a można to odczytywać także jako wyrzucenie ze stanu kapłańskiego. Brak formalnej decyzji w tej sprawie złożyć można wyłącznie na wiek hierarchy i fakt, że jak twierdzą osoby na co dzień przebywające w jego pobliżu, niewiele do niego dociera.
Ukaranie hierarchy, który stoi właściwie nad grobem i któremu właściwie jest wszystko jedno, niektórzy obserwatorzy będą prawdopodobnie bagatelizować. Mogą pojawić się twierdzenia, że znaleziono kozła ofiarnego itp. Będą to daleko posunięte nadinterpretacje. Fakt, że w stosunkowo niedługim czasie – zaledwie trzech tygodni – w Watykanie zapadły decyzje dotyczące trzech polskich hierarchów (w połowie października ustąpił bp Edward Janiak, kilka dni temu poinformowano oficjalnie o wszczęciu kolejnego etapu postępowania w sprawie abp. Sławoja Leszka Głódzia i świeża sprawa kard. Gulbinowicza), to może wskazywać na to, że teczka z napisem „Polska" leży na biurkach watykańskich decydentów. A to wprost oznacza, że żaden biskup w naszym kraju, który ma za uszami jakąkolwiek sprawę związaną z molestowaniem nieletnich (sam dopuszczał się takich czynów lub ukrywał sprawców), nie może już spać spokojnie. Być może nieuchronność kary, która może człowieka dopaść bez względu na to, kiedy dopuścił się nagannych czynów, bez względu na wiek, a także bez względu na pozycję w hierarchii czy zasługi dla Kościoła czy państwa, pobudzi do myślenia i bardziej żwawego wyjaśniania spraw dotyczących molestowania nieletnich.