Daria Chibner: Czas osłabić USA, przyszła pora na zemstę frajerów. Bądźmy jak Donald Trump

Chowanie się pod płaszczykiem zależności od humoru USA wciska nas w ramy podrzędnej kolonii. Im bardziej będziemy posłuszni, tym bardziej nas wycisną i zostawią przy byle okazji. Akurat my, Polacy, powinniśmy to bardzo dobrze rozumieć.

Publikacja: 10.03.2025 11:19

Daria Chibner: Czas osłabić USA, przyszła pora na zemstę frajerów. Bądźmy jak Donald Trump

Foto: ROBERTO SCHMIDT / AFP

Codziennie wyczekujemy na nowe słowa Donalda Trumpa. Komentatorzy prześcigają się w tym, kto lepiej przeniknie jego myśli. Czy to jakaś głębsza strategia, czy jakiś cwany plan, jakieś szachy 5D, a może rzeczywiście Władimir Putin zyskał swojego agenta w Białym Domu. Cały świat wstrzymał oddech, obawiając się kolejnego ruchu prezydenta USA.

Nie inaczej jest w Polsce, gdzie na szczęście opadł już trochę wiernopoddańczy nastrój i mimo wszystko głupio tak podrzucać czerwonymi czapeczkami w Sejmie. Niby szuka się nowych dróg dla Polski, stawia na bezpieczeństwo, ale strach nie odpuszcza. I nawet jeśli niektórzy z niesmakiem przyznają, że być może USA zamiast wolności wybrały robienie interesów z Rosją, a zatem może trzeba skorygować naszą geopolityczną strategię, ale wciąż pobrzmiewają tam echa podziwu dla Donalda Trumpa. W końcu jest taki sprawczy, efektowny (czy efektywny, to jeszcze zobaczymy), robi co chce, wywraca stolik, stawia na swoim, uprawia Realpolitik.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Reset z Rosją nową doktryną Donalda Trumpa. To geopolityczna katastrofa PiS

Jak straszne widmo powraca porównanie z Unią Europejską, z jej regulacjami, długim czasem wprowadzania decyzji w życie, ten jej liberalizm, postępowe wartości i prawa mniejszości. Szkoda, że zamiast napawać się obcą potęgą, nie chcemy, zwłaszcza nasi politycy, być tak samo sprawczy, grając dostępnymi nam kartami...

Polska – od kraju wiodącego do państwa chowającego się za USA

Naprawdę dziwne rzeczy się teraz dzieją na świecie. Jeszcze rok temu opowiadano nam zupełnie inne historie. O tym, że nasza gospodarka rośnie i ma się wyśmienicie, już niedługo przegonimy Hiszpanię, Wielką Brytanię, a nawet Niemcy. Polska jest w rozkwicie, jeszcze tylko kilka kroków i będziemy odgrywać wiodącą rolę w Unii Europejskiej. Nasza prezydencja w Radzie UE będzie jednym wielkim sukcesem. A teraz? Wujek Sam pogroził palcem, zaczął straszyć, wystawiać kły i nagle okazało się, że jesteśmy cieniutcy, bez protekcji zza morza nie damy sobie radę. Jak to mówią dziś z każdej strony: „Tylko USA może nas obronić”, „Bez NATO jesteśmy skazani na klęskę”, „USA to mocarstwo, nie możemy im podskakiwać”. Trzeba cieszyć się, kiedy Donald Trump nas chwali, dajmy mu jeszcze bardziej inwestować w Polsce, oddajmy mu jeszcze trochę tego i owego, to na pewno będzie nas chronił i zawsze nam pomoże. Nie da się tego nazwać inaczej jak intelektualną indolencją, a mocniej – mentalnością niewolnika.

Dobrze wiedzieć, że tak naprawdę jesteśmy postkolonialnym państewkiem, którego jedyną szansą na przetrwanie jest potulne słuchanie się imperatora zza morza. Bo jeśli nasze możliwości obronne zależą wyłącznie od dobrej wolni prezydenta Stanów Zjednoczonych, to my nie mamy ani państwa z dykty, ani państwa z kartonu, lecz w ogóle nie mamy państwa. Lepiej się poddać i zostać 51. stanem, nareszcie będziemy mogli przestać się bać oraz kłopotać takimi pierdołami jak suwerenność czy autonomia.

Czytaj więcej

Sprzęt wojskowy z USA. Co mogą nam zrobić Amerykanie

Przykład, jak przegrywać mamy, dał nam europoseł z ramienia PiS, Dominik Tarczyński, który nie tylko bił pokłony na wiecu Donalda Trumpa, lecz także zaatakował piosenkarkę Madonnę za krytyczny wpis o nowym prezydencie jej kraju, polecając jej wyjazd do Kanady czy Meksyku. Ja bym jednak wolała, żeby poseł Tarczyński spakował walizki, wyjechał do USA i zajął się np. smażeniem burgerów w typowym amerykańskim barze. Wtedy z pewnością osiągnie to, na czym zależy mu najbardziej – kolejne pochwały od Amerykanów. A i nie zapominajmy o napiwku, w końcu to taka kultura.

Oczywiście europoseł z PiS to przykład skrajny, ale nie jedyny. Nam, Polakom będzie bardzo trudno odzwyczaić się od myślenia, że USA wcale nie jest tym „dobrym kolesiem”, który zawsze będzie stał po naszej stronie. Wybaczyliśmy im przecież nawet Jałtę. Europa też uległa temu złudzeniu, przez co pasła Rosję kolejnym ustępstwami, a jej poszczególne państwa nie wahały się bogacić pod jej skrzydłami. Istniał przecież ktoś, dobry wujek zza Atlantyku, który wszystkich obroni, gdy Moskwa za bardzo urośnie w siłę. Politycy nie musieli przejmować się prymarnymi dla naszego kontynentu kwestiami, a zamiast tego mogli przyjmować intratne posadki w rosyjskich spółkach. Polacy natomiast mogli przelewać krew w odwiecznej wojnie polsko-polskiej, gdzie dobro i zło zależy od politycznych preferencji.

Nic dziwnego, że nikt nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji. Bez zaskoczenia polscy politycy ze wszystkich możliwych opcji wybrali tę najłatwiejszą postawę, sprowadzającą się do trzech określeń: cichutko, skromniutko, czołobitnie. Premier Donald Tusk może zapewniać, że nigdy nie porzucimy Ukrainy, deklaruje zbrojenia, ale daleko mu do wejścia w poważną polityczną grę ze Stanami Zjednoczonymi. Jarosław Kaczyński dopiero niedawno stwierdził, że Donald Trump źle postąpił. Niestety większość polskich polityków i ekspertów przyjmuje postawę: „jak będziemy grzeczni, to USA pogłaszczą nas po główce i nagrodzą, choćby dobrym słowem”. A zwykli Polacy będą mogli ekscytować się w mediach społecznościowych, że znów nas chwalą za oceanem, jak za starych dobrych lat 90. Bo przecież nigdy w historii nie zdarzył się taki przypadek, że Stany Zjednoczone pozostawiły na łasce losu tych, których wcześniej chwaliły i zapewniały o wzajemnej współpracy, prawda?

Czytaj więcej

Podcast „Rzecz w tym”: Koniec liberalnego porządku. Polska musi się obudzić

Może czas najwyższy pokazać Ameryce, że nie może rozpychać się łokciami wszędzie tam, gdzie chce? Nikt jeszcze się nie uratował, zawierzając większej od siebie potędze. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że sami Polacy są gotowi oddać swoją wolność i bezpieczeństwo w zamian za łaskawe amerykańskie spojrzenie. Radosław Sikorski wdał się w wymianę nieprzyjemnych komentarzy na X z Elonem Muskiem i Markiem Rubio (jak widać, ten ostatni nie jest aż tak wyrafinowanym dyplomatą, na jakiego zdawali się go niektórzy kreować). Poszło o Starlinki i kto za nie płaci, ale w tym aspekcie ważniejsze jest to, że część polskiego internetowego komentariatu wprost zawyła z zachwytu, bo nasz minister spraw zagranicznych został podobno „zgrillowany” czy też „dojechany”. Przez reprezentantów obcej potęgi.

Ciekawe, jakby gadali, gdyby zachowali się tak przedstawiciele jakiegokolwiek innego państwa. Nie jestem w stanie przeniknąć, co ich tak cieszy (no, oprócz tego, że dojechano konkretną opcję polityczną), czyżby to, że dla USA jesteśmy kolejną bananową republiką, której trzeba pokazać, gdzie jej miejsce? A tak na marginesie – bardzo ciekawa ta Realpolitik made in USA, tak brać się za bary z krajem, który kupuje od nich tyle broni i pozostaje jeszcze jednym z nielicznych proamerykańskich państw w Europie. Dobra, nie ma co się oszukiwać, oni nie mają wobec nas żadnej „politik”, gdyż wiedzą, że cokolwiek nie zrobią, to i tak nie będziemy fikać, tylko się uśmiechniemy i podziękujemy.

USA są mocarstwem i nic nie możemy na to poradzić. Ale czy na pewno?

Zaraz rzuci się na mnie cały tłum przerażonych i strwożonych: „Ale przecież to jest mocarstwo!”. Tak, to słowo rządzi ostatnio naszą debatą publiczną. Odmieniają je przez wszystkie przypadki politycy, specjaliści od geopolityki, komentatorzy i ludzie na mieście. Szkoda tylko, że mało kto się zastanawia, co to właściwie znaczy. Bo to wszystko brzmi tak, jakby „bycie mocarstwem” było jakimś przyrodzonym, naturalnym atrybutem jednych bytów politycznych, całkowicie niedostępnym dla innych. Tak chciał Bóg lub inne siły, więc nie ma co się kłócić z naturalnym porządkiem rzeczy.

Bardzo ciekawa ta Realpolitik made in USA, tak brać się za bary z krajem, który kupuje od nich tyle broni i pozostaje jeszcze jednym z nielicznych proamerykańskich państw w Europie

A przecież, żeby wyjść z takiej intelektualnej nieporadności, wystarczy tylko pomyśleć, co sprawia, że dane państwo przeistacza się w mocarstwo. Czy zależy to od powierzchni, od liczby ludności, od armii, od surowców naturalnych? Ale przecież mamy wiele państw, które mogą poszczycić się wysokimi wskaźnikami w tych aspektach, a przecież mocarstwami nie są. Otóż mocarstwa rodzą się dlatego, że mogą, bo inni im na to pozwalają. Przymykają oczy na ich rozszerzające się wpływy, ustępują im w kolejnych sprawach. Czasami w imię wygody, czasami w imię interesów. I USA zyskały taką moc, ponieważ znacząca część świata się na to zgodziła. Owszem, startowali z bardzo dobrej pozycji, ale to, czym szczycili się do tej pory, wypływa z tego, że nikt nie starał się ich osłabić. A przy tym świetnie wiedzieli, jak budować swoją soft power, idealnie ustawili się na pozycji tych dobrych (a na tle innych opcji, choćby ZSRR, wcale nie było to trudne), toteż nikt za bardzo nie sprzeciwiał się ich wiodącej roli.

Jeszcze teraz słyszymy tego echa. Czym jesteśmy straszeni? Dlaczego nie można podstawić nogi Stanom Zjednoczonym i trzeba wspierać ich potęgę? Ano przecież Amerykanie zabiorą swoje bazy wojskowe z Polski i wyłączą Starlinki, całkowicie porzucając Ukrainę. I już nie będą interweniować na świecie, a NATO się rozpadnie. Jak się tak nad tym zastanowić, to można dojść do wniosku, że ta Ameryka to naprawdę wspaniały kraj, który poświęcił mnóstwo swoich zasobów na ratowanie innych, no ale teraz już nie ma ochoty na takie wyzyskiwanie. Mogli się zezłościć...

Czytaj więcej

Nowa szefowa wywiadu narodowego USA. Dla Rosjan: „nasza dziewczyna”

Czas najwyższy przestać odurzać się takimi kocopołami i zderzyć się z rzeczywistością. USA zawsze dbały wyłącznie o swoje interesy. Niczego nie robiły w imię wyższych wartości. Wspierały niepodległość Ukrainy, aby osłabić Rosję i odciąć ją od bogatych złóż surowców naturalnych. Amerykańska baza w naszym Redzikowie nie broni interesów Polski, lecz USA, my tam właściwie nie mamy nic do gadania. Starlinki nie są darem, lecz elementem biznesowej transakcji, za którą słono się płaci.

Wujek Sam interweniował na świecie, aby rozszerzać swoje wpływy. W Iraku krew nie polała się w imię wolności. Amerykańskich chłopców na zatracenie posłały tam ichniejsze koncerny naftowe – i to nie jest odosobniony przypadek. NATO powstało, aby działało na rzecz USA, uzależniając od ich pomocy inne państwa. Gdyby chociaż ta Ameryka zawsze stała po stronie Zachodu, Europy, naszej części świata. To, że Donald Trump tak świetnie, wedle jego słów, dogaduje się z Władimirem Putinem, wcale nie jest dziejową aberracją, wypadkiem przy pracy. I dawniej tak bywało, że Waszyngton dogadywał się z Moskwą. Nawet czasy zimnej wojny nie były czarno-białe.

Polscy politycy są intelektualnie zależni od Donalda Trumpa

Co jednak na to wszystko nasza klasa polityczna? Ciągle cichutko, skromniutko, czołobitnie. Byle tylko nie rozdrażnić. I jeszcze trochę pojechać na metodzie Donalda Trumpa. Po jego zwycięstwie zmienił się też ton polskiej kampanii prezydenckiej. Jest jeszcze bardziej agresywnie, pojawiło się więcej krytyki w stronę Ukrainy i Ukraińców (nie chodzi bynajmniej o jej zasadność, lecz sposób wykorzystania), migranci są odmieniani przez wszystkie przypadki.

Niestety to kolejny przykład mentalnej zależności naszych polityków od światowych trendów i dowód na brak intelektualnej autonomii. Mam wrażenie, że jak jutro Donald Trump obudzi się w innym nastroju, bo może Władimir Putin powie za dużo przez telefon, i zacznie uderzać w inne tony, to nasi politycy zaczną świergotać tak samo. Tak się w tym wszystkim pogubili. Dobrze, że przynajmniej towarzysz Putin dobrze wie, do czego zmierza.

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ale jak Amerykanin, to spokojnie można powiedzieć, że pada deszcz

Wydaje się, że niektórzy politycy wciąż żyją w geopolitycznych realiach sprzed 10 lat, w tym wykreowanym przez nich wyborze: albo zamordyzm UE, albo wolność sprowadzana z USA. Pozostali redukują sprawę do krajowej polityki: byle wygrać kampanię prezydencką, byle oskarżyć oponenta o prorosyjskość na X, byle pokłócić się w Sejmie, byle zdobyć poklask u swojego betonowego elektoratu.

A realne stanowisko wobec USA? Bicie pokłonów i służalczość. Bo nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ale jak Amerykanin, to spokojnie można powiedzieć, że pada deszcz. Jak nas widzą za oceanem, zobaczyliśmy wyraźnie przy okazji kwestii czipów, kiedy trafiliśmy do państw drugiej kategorii. Nie ma znaczenia, że zrobiła to poprzednia administracja, nowa tego nie odkręciła. Reakcja naszych decydentów? Jedziemy i prosimy, aby zmienili zdanie. Sami zabiegamy o to, żeby traktować nas jak frajerów. I to grzecznie.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Rosjanom potrzebna jest upokarzająca klęska

Przyszedł więc czas na zemstę frajerów. Musi w końcu do nas dotrzeć, że dla takiego państwa jak my, średniego, w niekorzystnej sytuacji geograficznej, z ograniczonymi zasobami, istnienie jakiegokolwiek mocarstwa nie jest na rękę. Chowanie się pod płaszczykiem zależności od humoru USA wciska nas w ramy podrzędnej kolonii. Im bardziej będziemy posłuszni, tym bardziej nas wycisną i zostawią przy byle okazji. Akurat my, Polacy powinniśmy to bardzo dobrze rozumieć. W naszym interesie leży osłabianie Stanów Zjednoczonych, a nie poszerzanie ich strefy wpływów. Szukanie podobnych sobie sojuszników i stopniowe podkopywanie, przeszkadzanie i niwelowanie wielkich imperiów.

Nie jest tak, że w relacjach międzynarodowych istnieje albo polityka siły, albo polityka oparta na wartościach. I gdy wygrywa ta pierwsza, to nie ma wyboru, trzeba podporządkować się najsilniejszemu. Jest i trzecia opcja, o której dawno temu pisał Grocjusz, niezwykle rzetelnie i z wielką dozą politycznego realizmu. Zauważał, że polityka siły bardzo szybko przestaje opłacać się najsilniejszym i to z kilku powodów. Po pierwsze, bycie najsilniejszym nie jest niczym wiecznym, bardzo łatwo stracić tę pozycję. Po drugie, wciśnięci pod buta mali i słabi buntują się, przeszkadzają, wybuchają rebelie, występują przeciwko potęgom, przez co te nie mogą się rozwijać. Po trzecie, dobrobyt oparty na groźbie i wojennym zagrożeniu nie jest trwały. W stanie permanentnego niepokoju nikt nie chce robić interesów, a wymuszone biznesy często kończą się porażką.

To, że USA są mocarstwem, wcale nie jest dobre dla Polski

I to jest droga dla nas. Zamiast w skrytości wzdychać z podziwem dla Donalda Trumpa, trzeba zacząć być jak Donald Trump. Tak, tak już słyszę te pomruki o „machaniu szabelką”. A przecież znów nie jest tak, że mamy wybór tylko między poddaństwem a szabelką. Trzeba walczyć o swoje z głową. Chwalić USA, niby potakiwać, a pertraktować z Chinami, których boi się zarówno Waszyngton, jak i Kreml, mimo buńczucznych deklaracji. Jak prezydent USA stawia na politykę biznesową, to trzeba rozmawiać z nim w tym samym duchu. Nie prosić go, aby zmienił zdanie w sprawie czipów, lecz powiedzieć, że w takim razie kupujemy atom od Francuzów. Tak, teraz kolejni eksperci powiedzą, że jest on droższy i kosztowniejszy w utrzymaniu niż ten amerykański. Ale tutaj chodzi o operowanie kartami, które mamy, o odpowiednie argumenty negocjacyjne. A czasem trzeba też więcej zapłacić, aby nie dać się pożreć silniejszemu. I to powinniśmy promować w Europie. Poszukiwanie nowych sojuszy i innych możliwości wywierania wpływu. Dlaczego tylko USA i Rosja mają mieszać się w sprawy Iranu? My też możemy usiąść z nim do stołu, przecież Europa przyjęła do siebie całkiem sporo muzułmańskich uchodźców. 

Niech imperia też boją się tego, że świat może wyglądać zupełnie inaczej niż pod ich rządami. Niech drżą przed rebelią słabych, niech się zastanawiają nad tym, jak znów chcą im zaszkodzić średni

Tych, którzy chcą wracać do przeszłości, niweczyć wszystko, mówiąc, że sojusz z Chinami jako pierwszy proponował Viktor Orbán, że przecież Rosja wzrastała dzięki wsparciu Niemiec i Francji, muszę niestety zasmucić. Tak, to wszystko prawda, ale dziś jest dziś. Jeżeli nie zbudujemy porozumienia i sojuszy średnich i słabych przeciwko silnym, to będziemy tylko pionkami w rękach mocarstw. Tak, dotyczy to również USA. I przypominam, że nie chodzi o tworzenie unii realnej z Chinami czy Teheranem, ale o namieszanie w dawnym geopolitycznym układzie sił. O takie mieszanie, które możemy kontrolować. Bo stare umowy i reguły przestały obowiązywać. Niech imperia też boją się tego, że świat może wyglądać zupełnie inaczej niż pod ich rządami. Niech drżą przed rebelią słabych, niech się zastanawiają nad tym, jak znów chcą im zaszkodzić średni.

Wylewający się zewsząd fatalizm, że nie mamy czym ograć USA, paraliżuje nasze działania. Warto wtedy uświadomić sobie, że ten kraj, mając do wyboru wolność czy jakiekolwiek inne wartości a biznes, zawsze stawiał na to drugie, i w to w najgorszym, korporacyjnym wydaniu. Donald Trump stara się przedstawić USA jako kraj samowystarczalny, który nikogo nie potrzebuje, sam sobie poradzi, co jest kompletną nieprawdą. Ale możemy sprawić, że to chociaż w pewnym stopniu stanie się faktem.

Czytaj więcej

Sondaż: Czy Ameryka Donalda Trumpa jest wiarygodnym sojusznikiem Polski?

Stany Zjednoczone czerpią ogromne zyski z przemysłu zbrojeniowego, im mniej rynków zbytu będą miały w Europie, tym poszukując nowych, narażą się na kolejne konflikty, z Rosją włącznie. Wujek Sam ma bardzo bogate złoża surowców, ale jego przemysł jest zależny od stali z naszego kontynentu. Też możemy walczyć na cła. Niech Ameryka się sroży i dealuje z Rosją, niech na własnej skórze przekona się, jak to się kończy.

Na całe szczęście świat nie kończy się na USA, możemy szukać sojuszników w Azji, np. w Korei Południowej czy Japonii. Zwłaszcza z tej ostatniej powinniśmy brać przykład. Donald Trump zarzucił jej, że Stany tak bardzo jej bronią, a ona w ogóle tego nie robi, więc Japonia musi sama się o siebie zatroszczyć. W odpowiedzi premier Japonii nie tylko przypomniał, jakie zobowiązania sojusznicze wypełniał jego kraj, lecz także zapowiedział, że z przyjemnością spełni żądania prezydenta USA – Japonia zainwestuje w armię oraz broń atomową. Państwo znajdujące się w recesji, borykające się z wieloma problemami gospodarczymi, społecznymi i demograficznymi, pozostające w nawet większej zależności od USA niż Polska. Ale o jak odmiennej mentalności, nieskażony postawą poddańczą, mimo licznych klęsk i porażek. Widać, że ze Stanami Zjednoczonymi można dyskutować króciutko i dosadnie. I nie trzeba od razu przyjmować ich retoryki i sposobu myślenia.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Bomba atomowa. Skoro Niemcy, to i Polska

Elon Musk nie powie ci prawdy. Ale będzie chciał, abyś myślał tak jak on

Z tym właśnie musimy walczyć najbardziej – z amerykańską soft power, która skaziła nasze umysły. Pokażmy, że nie jesteśmy na tyle naiwni, aby tak samo jak kowbojów, colę i hamburgery łykać prorosyjską „Anorę". Problem jest jednak dużo głębszy, łączy się bowiem z uznawaniem za prawdę wszystkiego, co padnie z ust Amerykanów. Nawet jeśli jest to rosyjska propaganda powielana na X przez republikańskich kongresmenów. Jakby ci z USA nie mogli kłamać, dlatego też chwali się ich za Realpolitik.

Ale mało kto potrafił celnie wskazać, co tak naprawdę jest amerykańską Realpolitik. Wbrew temu, co się słyszy, wcale nie są to słowa Donalda Trumpa, kiedy mówi, że USA nie będą już finansować żadnych konfliktów na świecie, bo nie będą dawać się wykorzystywać, czemu przyklaskuje internetowy komentariat, lubujący się w „ostrych” zagrywkach polityków, nie pozwalających sobie w kaszę dmuchać. Tymczasem amerykańska Realpolitik to przeznaczenie 4 mld dol. dla Izraela na dalsze zbrojenia i walkę, bo im się to opłaca.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Polska prawica ws. Ukrainy stawia na polityczny realizm. Ku uciesze Rosji

Na tym to polega – kreowanie jednej wizji, a robienie swojego po cichu. Pseudozdroworozsądkowe gadanie dla mas, które można podać dalej na X, a w rzeczywistości – biznes jest biznes. Elon Musk stworzy kilka wpisów i ludzie to kupią, nawet gdy pisze same głupoty lub jeszcze gorzej – sam przecież wrzuca memy o tym, że Donald Trump może wszystko i nikt mu nie podskoczy, gdyż wszyscy się go boją.

Dlaczego tak się dzieje? Dla Polski odpowiedź jest prosta. Wielu z nas uwierzyło, że Donald Trump jest piewcą prawdy, bo wcześniej blokowały go mainstreamowe media. A zatem, gdy ktoś go krytykuje, to na pewno ma w tym interes. Bo oczywiście prezydent USA nie może mieć złych intencji, obliczonych na zysk i polityczne wpływy. A ponadto liczni wciąż bardziej boją się UE niż Stanów, bo jak się wystąpi przeciwko Wujkowi Samowi, to ktoś cichcem wprowadzi nam Zielony Ład i Pakt Migracyjny. Co z tego, że de facto wszelkie struktury unijnie dopiero się przebudzają do działania (i nie do końca wiadomo, w jakim kierunku) w tych zupełnie nowych warunkach. Jak dotąd pozostawały wobec tego nowego geopolitycznego układu irrelewantne, co zauważył Krzysztof Bosak. Co ciekawe (powiedziałabym też – dość niespodziewane) właśnie Konfederacja zdaje się najszybciej na prawicy otrząsać z zachwytu nad Trumpem i zachęca do pogrywania z nim na tych samych zasadach, które on sam stosuje. No i w jej optyce tak samo powinniśmy grać z Unią.

Polska – tylko w sojuszu z małymi i średnimi przeciw silnym

Niech wybrzmi to raz jeszcze na koniec: istnienie żadnego mocarstwa nie leży w interesie Polski. Wiara w to, że imperialny suweren zachowa się „jak trzeba”, nie jest dbaniem o bezpieczeństwo, lecz naiwnością zwalniającą z obowiązku dbania o dobro ojczyzny. Wykorzystywanie przeciwko imperatorowi jego własnej strategii nie jest zdradą ideałów, lecz dostosowaniem się do aktualnej sytuacji. I nie jest też żadnym machaniem szabelką, tylko trzeba to robić z głową. Spokojnie, precyzyjnie mówić jedno, oficjalnie popierać, a po cichu robić swoje. Stopniowo i w czasie osłabiając potęgę USA (i nie zapominając w tym względzie o Rosji, co się rozumie samo przez się), zyskując nowych sojuszników i sprzymierzeńców, unikając narodzin nowych mocarstw.

Chowając się pod amerykańską spódnicą, uśpimy jedynie naszą czujność, a gdy o nas zapomną (na co szansa jest zawsze) przyjdzie nam tylko rozłożyć bezradnie ręce. No, ale to jest bardzo kusząca perspektywa dla naszych polityków, bo zwalnia z odpowiedzialności, pozwala skoncentrować się na sprawach krajowych, straszyć Tuskiem bądź Kaczyńskim, bo są prorosyjscy czy za mało amerykańscy.

Niektórzy czekają jeszcze na to, że Trumpa pogonią sami Amerykanie. Do nich mam tylko jedno pytanie: a skąd wiecie, że po nim nie przyjdzie ktoś jeszcze dla nas gorszy? Całe życie chcecie pozostać zależni od obcych?

Czytaj więcej

Irena Lasota: Trump i masochizm

Historia jak dotąd pokazała nam tylko jeden punkt wspólny wszystkich mocarstw – wszystkie ostatecznie upadają i tracą na znaczeniu. Sojusze słabych, małych i średnich trwają dłużej, zgodnie z regułami prawa wyższej konieczności. A przy tym pozwalają zachować suwerenność i autonomię. Nie do pomyślenia dla tych, którzy wolą poddać się pod opiekę silniejszego. I na jego łaskę.

Przy okazji – Polska może się przecież poszczycić bardzo długą historią rozsadzania, rozmontowywania oraz podkopywania wielkich imperiów od środka, z pozycji małego, rozebranego bądź najechanego państwa, czy też wciśniętego pod obcy but. Być może czas wrócić do tych rodzimych technik i strategii.

Codziennie wyczekujemy na nowe słowa Donalda Trumpa. Komentatorzy prześcigają się w tym, kto lepiej przeniknie jego myśli. Czy to jakaś głębsza strategia, czy jakiś cwany plan, jakieś szachy 5D, a może rzeczywiście Władimir Putin zyskał swojego agenta w Białym Domu. Cały świat wstrzymał oddech, obawiając się kolejnego ruchu prezydenta USA.

Nie inaczej jest w Polsce, gdzie na szczęście opadł już trochę wiernopoddańczy nastrój i mimo wszystko głupio tak podrzucać czerwonymi czapeczkami w Sejmie. Niby szuka się nowych dróg dla Polski, stawia na bezpieczeństwo, ale strach nie odpuszcza. I nawet jeśli niektórzy z niesmakiem przyznają, że być może USA zamiast wolności wybrały robienie interesów z Rosją, a zatem może trzeba skorygować naszą geopolityczną strategię, ale wciąż pobrzmiewają tam echa podziwu dla Donalda Trumpa. W końcu jest taki sprawczy, efektowny (czy efektywny, to jeszcze zobaczymy), robi co chce, wywraca stolik, stawia na swoim, uprawia Realpolitik.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Reset z Rosją nową doktryną Donalda Trumpa. To geopolityczna katastrofa PiS
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Drodzy biskupi – odwagi! Komisję ds. pedofilii w Kościele trzeba powołać bez zwłoki
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nawrocki krytykuje Zełenskiego. Kampania prezydencka, sondaże a racja stanu
Publicystyka
Łukasz Adamski: Nie milczmy na polskiej prawicy, gdy Donald Trump dokonuje resetu z Rosją
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Irańska obsesja Donalda Trumpa