Działania te nie powinny być zaskoczeniem, bo pierwszą decyzją obecnego ministra było usunięcie ze stanowiska dyrektor Departamentu Podręczników, Programów i Innowacji Aliny Sarneckiej. Nowy szef resortu tłumaczył wówczas, że trzeba przejrzeć podstawy programowe pod kątem treści, które zawierają. Skończyć z „pedagogiką wstydu" i zacząć kształtować „naród, który będzie dumny ze swojej historii".
Co obiecał, to robi. W środę pracę rozpoczął zespół, który ma się przyjrzeć podręcznikom. Ministerstwo Edukacji i Nauki w komunikacie podało, że „będzie (on) pracował nad podniesieniem standardów zatwierdzania i dopuszczania do użytku szkolnego podręczników". A jego celem „jest sporządzenie raportu na temat funkcjonowania systemu dopuszczania podręczników do użytku szkolnego".
Nie byłoby w tym może nic niepokojącego, bo zawartość niektórych pozostawia wiele do życzenia, gdyby nie skład gremium. Pełnomocnikiem ds. podstaw programowych i podręczników został Artur Górecki – ekspert współpracujący z Ordo Iuris przy projekcie „Spotkania w prawdzie" skupiającym się na „najważniejszych aktualnych zagrożeniach, nadziejach i kontrowersjach w spotkaniu chrześcijaństwa i świata". Z kolei przewodniczącym podzespołu do spraw historii i WoS jest dr Robert Derewenda, pracownik naukowy KUL i radny miasta Lublin z ramienia PiS oraz dyrektor Instytutu im. Franciszka Blachnickiego (założyciel Ruchu Światło-Życie). W zespole znalazł się m.in. dr Grzegorz Wierzchowski, były łódzki kurator oświaty, którego zdaniem „wirus LGBT" jest znacznie bardziej niebezpieczny niż koronawirus, bo jest to „wirus dehumanizacji społeczeństwa". Zasiadł w nim także prof. Aleksander Głogowski, który w 2017 r. napisał na Twitterze o Władysławie Frasyniuku: „Facet chwali się, że siedział za komuny...Podobało mu się w pierdlu czy co? Pewnie pod prysznicem ;)". Na drugi dzień Głogowski przeprosił.
Taki skład ekspertów pozwala przypuszczać, że treści podręczników po tej „reformie" nie będą ani obiektywne, ani wyważone. A takie być powinny – biorąc pod uwagę, że szkoła jest świecka, a nie wszyscy uczniowie są katolikami i nie wszyscy są narodowości polskiej. „Jedynie słuszny przekaz" to także pozbawianie młodzieży dyskusji na temat omawianych treści i krytycznego spojrzenia.
Polska szkoła, w tym programy nauczania, z pewnością wymaga reformy. To, jak bardzo są przeładowane, pokazała edukacja zdalna. Nauczyciele nie są w stanie omówić tego, co jest w podstawie programowej, a uczniowie nie dają rady wszystkiego się nauczyć. Ale lepiej by było, gdyby nad podstawą programową pochylił się niezależny, apolityczny zespół ekspertów składający się z naukowców o różnych poglądach.