Ale szczegóły porozumienia, jakie tej nocy zwarli ministrowie finansów strefy euro są niestety znacznie mniej optymistyczne.
Przede wszystkim nie jest to wielki kompromis, chwila jedności, jakiej tak bardzo potrzebuje dziś Europa. Trzeba raczej mówić o spektakularnym zwycięstwie Północy wobec Południa, o ile nie jego upokorzeniu. Przed tym spotkaniem włoski premier Giuseppe Conte wyciągnął ciężkie działa. Ostrzegał w wywiadzie dla BBC, że jeśli tym razem bogatsze kraje nie podadzą pomocnej dłoni krajom biedniejszych, samo istnienie Unii stanie pod znakiem zapytania.
To wsparcie miałoby polegać jego zdaniem na dwóch fundamentalnych punktach.
Po pierwsze euroobligacjach, przejęciu przez Niemcy i Holandię przynajmniej w jakimś zakresie odpowiedzialność za dług Włoch i Hiszpanii. Francja proponowała tu kompromis: utworzenie “fundusz odbudowy Unii” o wartości ok. 3 proc. PKB Wspólnoty, który byłyby finansowany właśnie z emisji wspólnego długu.
Po wtóre pomoc nie będzie wypłacona z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM), instytucji utworzonej podczas ostatniego kryzysu finansowego aby, w zamian za bolesne reformy strukturalne, wesprzeć kraje, które w przeszłości grzeszyły rozrzutnością. W końcu tym razem nie jest niczyją winą, że został dotknięty przez pandemię.