W terapii chorych na łuszczycę do niedawna istniała luka terapeutyczna pomiędzy lekami klasycznymi a biologicznymi. Dwa lata temu pojawił się lek o nowym mechanizmie działania stanowiący rodzaj pomostu między nimi. To ogromna szansa na skuteczne leczenie pacjentów z umiarkowaną i ciężką postacią łuszczycy – tłumaczyli eksperci podczas debaty „Rzeczpospolitej" pt. „Łuszczyca – choroba o wielu obliczach", pytając przy tym o jego dostępność dla polskich pacjentów.
Łuszczyca jest chorobą bardzo niejednorodną. W zależności od pacjenta zmiany na skórze przybierają różną postać i zajmują różne obszary ciała. O zróżnicowaniu choroby może świadczyć choćby to, że aby ocenić stopień jej nasilenia, stosuje się ponad 40 różnych narzędzi.
Zaniżone statystyki
Z danych, które Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała w 2016 r., wynika, że na łuszczycę i ŁZS choruje niemal 1,5 proc. populacji polskiej. Polscy eksperci uważają, że może to być nawet 2–3 proc., co oznacza, że chorych w naszym kraju może być około 1 mln.
Dane udostępnione przez dyrektora Departamentu Analiz i Strategii NFZ Andrzeja Śliwczyńskiego wskazują, że liczba pacjentów leczonych w Polsce na łuszczycę (rozpoznanie L40 z rozwinięciami) wynosi ok. 210–220 tys. osób i w latach 2008–2016 była względnie stabilna. Natomiast liczba pacjentów leczonych na ŁZS w 2016 r. wynosiła 14 tys.
Według prof. Eugeniusza Kucharza, prezesa Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego, zróżnicowany obraz łuszczycy i ŁZS sprawia, że diagnoza tych schorzeń nie jest łatwa. Utrudnia to także oszacowanie liczby chorych. – Precyzyjnych danych na temat występowania ŁZS nie mamy. Wynika to z braku badań epidemiologicznych, jak również z tego, że choroba nie jest do końca zdefiniowana. Szacuje się, że po pięciu latach trwania łuszczycy z objawami skórnymi u 1,7 proc. pacjentów ujawnia się łuszczycowe zapalenie stawów – tłumaczył reumatolog.