Autor petycji, którą zajmowała się sejmowa komisja, porównywał aplikantów do chłopów pańszczyźnianych. Czy rzeczywiście jest aż tak źle?
Obawiam się, że tak. Przyczyn jednak upatruje się zarówno po stronie patronów, jak i aplikantów. Sytuacja na rynku nie zmienia się od bardzo dawna, na pewno nie od momentu, kiedy ja byłam na aplikacji. Zawsze byli tacy aplikanci, którzy zarabiali bardzo, bardzo mało. Ale inni zarabiali dużo. Zazwyczaj byli zatrudniani w dużych kancelariach i bardzo ciężko w nich pracowali.
Nasze środowisko jest pełne hipokryzji. Z jednej strony adwokaci chcą wysługiwać się aplikantami, z drugiej strony nie są chętni, by płacić im wynagrodzenie. Jeśli decydują się na zatrudnienie aplikanta, robią to w warunkach pełnej zależności, bo np. aplikant nie może brać dodatkowych zleceń. Nagminne jest też, że aplikant pracuje w warunkach umowy o pracę, ale na podstawie umowy zlecenia. Albo żadnej. Bardzo często wynagrodzenie jest rozróżniane na oficjalne i to, które jest wypłacane pod stołem. Tak się działo, kiedy ja byłam na aplikacji, ale dzieje się i teraz.
Gdzie jest wina aplikantów?
Oni też są pełni hipokryzji. Skoro ktoś decyduje się być adwokatem, ale godzi się przyjmować wynagrodzenie pod stołem i być wykorzystywanym i nic z tym nie robić, musi zastanowić się, czy powinien wykonywać ten zawód. Nie składając skargi na nieuczciwego patrona i nie sądząc się z nim przed sądem pracy, godzi się na łamanie prawa.