- Andrzej Lepper doskonale zdawał sobie sprawę, że jego sytuacja prawna, polityczna i społeczna jest wyjątkowo trudna - powiedział "Rz" Piskorski. - Politycy, którzy dziś publicznie go wspominają, wcześniej celowo go unikali i nie chcieli podać mu ręki. Wielu nie wytrzymałoby takiego napięcia, ale on dawał sobie z tym radę, w jego zachowaniu nie było oznak depresji.
Piskorski to 34-letni doktor politologii, który karierę polityczną zawdzięcza Andrzejowi Lepperowi. Zaczynał jako świeżo upieczony absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego tworząc w 2002 roku struktury Samoobrony w Szczecinie. Szybko piął się w górę. Już trzy lata później został posłem tej partii, a później jej rzecznikiem i jednym z najbliższych doradców Leppera. Po nieudanym starcie w przedterminowych wyborach Piskorski działa jeszcze w prezydium Samoobrony i w 2009 roku kończy działalność w ugrupowaniu. Nadal spotykał się z Lepperem by podczas "wielogodzinnych rozmów i wywiadów" zbierać materiał do pracy doktorskiej "Samoobrona w RP w polskim systemie partyjnym", którą obronił na początku 2011 roku. Lepper regularnie dzwonił do Piskorskiego "prosząc o poradę", ostatnia taka kilkuminutowa rozmowa miała miejsce w miniony czwartek około godziny 16.
- Na jego prośbę prowadziłem rozmowy w sprawie startu w zbliżających się wyborach - mówi Piskorski, ale nie zdradza z kim i co było ich treścią. - Miał bardzo ambitne plany na przyszłość, dlatego tym bardziej trudno mi uwierzyć w jego samobójstwo. Chciał przeformatować Samoobronę, włączyć do niej pracownicze związki zawodowe i stowarzyszenia krytykujące obecną rzeczywistość, by poźniej współtworzyć opozycję.
Szczegóły przedwyborczego projektu mieli omówić na spotkaniu w warszawskim biurze Samoobrony w piątek około południa. - Nie precyzowaliśmy godziny spotkania. Czekałem z Januszem Maksymiukiem przez dwie godziny, sądziliśmy, że Lepper wypoczywa. Nie mogłem dłużej czekać, wyszedłem z biura i wyjechałem za Warszawę, później dowiedziałem się, co się stało - opowiada Piskorski.
Jego zdaniem przyczyną samobójstwa Andrzeja Leppera nie była także ciężka i nawracająca choroba 32-letniego syna polityka. To on prowadził gospodarstwo rolne w rodzinnym Zielnowie pod nieobecność ojca. - Gdyby syn zmarł, to może byłby to jakiś powód, ale skoro walczy o życie to dla Leppera była to tylko dodatkowa motywacja, pomagał mu w tym z całych sił - uważa Piskorski.