Marek Dyduch, kandydat SLD w Wałbrzychu, wywołał konflikt wśród mieszkańców wioski w Górach Stołowych. – Rozdawałem tam buteleczki z płynem do mycia naczyń z moim zdjęciem i hasłem „Dobry duch – Marek Dyduch" – opowiada. – Niestety, podarunków nie starczyło dla wszystkich, a później dzwonili do mnie wyborcy z żalami, że nie dostali płynu.
Polityk SLD rozdawał też poszewki na poduszki z napisem „Dobry duszek – Dyduszek" i „Poducha od Dyducha". – Ale tylko kilka, bo to drogie – zastrzega. – Za to rozdałem sporo długopisów, bo gdy dołączałem je do ulotek, to ludzie chętnie brali, a bez długopisów nie bardzo.
Kandydaci SLD ochoczo korzystali z gadżetów. Startująca z Gliwic Elżbieta Kwaśnicka rozdawała przed kopalnią pączki, Piotr Gadzinowski wręczał warszawiakom prezerwatywy, a kandydaci z Białymstoku wabili przechodniów lizakami i grą planszową „Jutro bez obaw".
PSL zamieścił na stronie internetowej listę drobiazgów, które kandydaci mogli zamawiać, m.in. zawieszki zapachowe do aut, breloczki do kluczy, na których można wypisać grupę krwi, termometry, kamizelki i opaski odblaskowe.
Janusz Piechociński nie zamówił niczego z tej listy. – Podwarszawskich wyborców nie będę kusił zawieszkami zapachowymi, skoro ich największym problemem jest paraliż komunikacyjny – tłumaczy poseł PSL.