Gdy po śmierci Krzysztofa Skubiszewskiego, pierwszego ministra spraw zagranicznych wolnej Polski, pisałem dla „Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego” o nim wspomnienie, dałem mu tytuł „Suweren”. Wydawał się najlepiej oddawać zarówno cel główny jego polityki, ale także jego rozumienie pozycji ministra spraw zagranicznych w polityce państwa. Brało się to oczywiście w dużym stopniu z turbulentnego politycznie czasu, w którym przyszło mu działać.
Chodziło o to, aby polityka zagraniczna była wolna od różnych wojen na górze, czy niskich instynktów na dole, których w polityce podobnie jak dzisiaj nie brakowało i wtedy. Bo też minister spraw zagranicznych wyposażony w mandat swego urzędu miał prowadzić polską politykę zagraniczną, a nie politykę kolejnych rządów czy formacji politycznych sprawujących władzę. A tych rządów, w których był ministrem, były cztery, a każdy z nich oparty na innej, niekiedy w części egzotyczne,j koalicji partii i partyjek. Te ostatnie miały nierzadko bardziej egzotyczne poglądy na sprawy zagraniczne, niż zdarza się to dzisiaj.