"Kaczyński zapisuje Polskę do proputinowskiego obozu!" – grzmi świeżo na ojczyzny powrócony łono Donald Tusk. Skwitować by to można ziewaniem, gdyby nie to, że okoliczności są inne niż siedem czy osiem lat temu, a za ich sprawą oskarżenie staje się podwójnie groteskowe.
Wraz z Tuskiem nadeszło koszmarne, klaustrofobiczne uczucie, że w życiu politycznym cofnęliśmy się o dekadę. I faktycznie: PiS był oskarżany o sprzyjanie Putinowi i Rosji przez polityków PO wielokrotnie, w tym także za czasów Tuska. To oskarżenie miało taki sam sens jak oskarżenia o prorosyjskość rzucane przez PiS wobec Konfederacji. U rządzących panuje wręcz obsesyjna antyrosyjskość.
Nowy szef PO nawiązuje do deklaracji liderów nominalnie prawicowych ugrupowań, podpisanej m.in. przez hiszpański VOX czy włoską Ligę, którzy głoszą w niej potrzebę stworzenia alternatywnego kursu dla UE. Oni z kolei odnoszą się do mglistej inicjatywy tzw. konferencji w sprawie przyszłości Europy, o której mało wiadomo, a która może wyglądać jak bardzo wczesny wstęp do kolejnej zmiany traktatowej, idącej ku większej federalizacji. Tak, to prawda, że część spośród sygnatariuszy deklaracji nie traktuje Putina jako wcielonego zła. Ale tworzenie w związku z tym sylogizmu pozwalającego postawić wniosek, że Polska znalazła się za sprawą PiS w proputinowskiej „partii", jest demagogią.
Deklaracja partii o nominalnie konserwatywnym profilu jest całkowicie dopuszczalnym głosem w debacie o pożądanym kształcie UE, który już dzisiaj bardzo mocno odbiega od tego, jaki Unia miała w 2004 r., kiedy do niej wstępowaliśmy. Nikt tam nie chce z UE wychodzić, nikt nie chce jej niszczyć ani rozwiązywać. A już na pewno nie PiS.
Szantażowanie Putinem każdego, kto nie zgadza się na wiele od tego czasu pojawiających się zjawisk – coraz śmielsze wkraczanie TSUE w wewnętrzne sprawy państw, wcześniej nienależące do sfery wspólnotowej, coraz bardziej agresywne wyznaczanie przez PE w swoich rezolucjach lewicowego kursu w sprawach ideologicznych, coraz mocniejsze popychanie UE w kierunku uwspólnotowienia dziedzin wcześniej niewspólnotowych – jest nieuczciwe. Czy, zdaniem Tuska, każde ugrupowanie, które jasno powie, że nie godzi się np. na to, żeby Unia dyktowała krajom członkowskim, jakie mają mieć regulacje dotyczące znaczenia pojęć „małżeństwo" lub „rodzina", gra w drużynie Putina? W takim razie powinien do tej drużyny zapisać także choćby PSL.