Rz: Równo 50 lat temu, 19 marca 1965 roku, Jacek Kuroń i Karol Modzelewski rozdali na Uniwersytecie Warszawskim kilkanaście egzemplarzy „Listu otwartego do członków PZPR". Co w nim postulowali?
Dariusz Gawin: List powstał z potrzeby ideologicznego podsumowania rewizjonizmu. Kuroń i Modzelewski byli młodymi pracownikami naukowymi, którzy żyli w wielkiej legendzie października 1956 r. jako rewolucji ukradzionej przez Gomułkę i aparat partyjny. Uważali, że zaprzepaszczono szansę zbudowania w Polsce prawdziwie demokratycznego socjalizmu. Krytykowali PRL nie za to, że jest państwem komunistycznym, ale że nie jest tak komunistyczne, jak powinno być. Byli więc marksistowskimi radykałami. Postulowali budowę nowego ustroju opartego na radach robotniczych.
Jak władza zareagowała na ten list?
Zostali następnego dnia aresztowani, urządzono im proces i skazano na więzienie. List wzywał do rewolucji, poprzez którą robotnicy powinni obalić władzę wyzyskiwaczy, czyli aparatu partyjnego. W świetle ówczesnego prawa było to więc dążenie do obalenia porządku ustrojowego siłą. Jednak, paradoksalnie, ich radykalnie marksistowski manifest okazał się impulsem do zawiązywania się opozycji antykomunistycznej i środowisk, które pełniły istotną rolę w marcu 1968 r. i później, aż do upadku ustroju.
Dlaczego?
Warszawa naprawdę żyła ich procesem. Większość Polaków oczywiście nie zgadzała się z ich projektem politycznym, dalecy od niego byli nawet ludzie o lewicowych poglądach, jak Leszek Kołakowski. Choć Kuroń i Modzelewski byli bardzo radykalni, to jednak przeciwko ich represjonowaniu opowiedziały się rozmaite środowiska. Stanęły one po prostu w obronie wolności słowa. Cała ta historia zapoczątkowała proces erozji wiary w marksizm. W końcu przyszedł szok marca 1968 r. i procesy polityczne. Na początku lat 70. już nawet Kuroń nie określał się jako komunista. Jeszcze szybciej wiarę tę stracił Adam Michnik, a najszybciej – Kołakowski.
Jak z perspektywy czasu ocenia pan ten list?
Najważniejsze okazało się, że Kuroń i Modzelewski byli gotowi rzucić wyzwanie systemowi. Zrobili to z pozycji, których nie podzielał prawie nikt. Jednak z czasem obaj stali się jednymi z wybitniejszych postaci opozycji antykomunistycznej i pierwszej „Solidarności". Należy więc sięgać do tej historii nie po to, by demaskować ich ówczesne poglądy, ale by widzieć złożoność współczesnej historii Polski.