Co jednak w tej sytuacji z polskim konserwatyzmem? Przede wszystkim należy zapytać, czy on w ogóle zaistniał. Bunt młodego pokolenia wskazuje, że z polskim konserwatyzmem jest nie tylko coś nie tak, ale że brak mu jakikolwiek poważniejszych podstaw. Robi wrażenie, jakby wśród jego zwolenników ostali się tylko bojówkarze „strzegący” coraz bardziej pustych kościołów, w których straszy duch Jarosława Kaczyńskiego i abp. Marka Jędraszewskiego. Okrzyki Jędraszewskiego, Antoniego Macierewicza i Kaczyńskiego w obronie cywilizacji nie są przekonywujące, bowiem niby jakiej cywilizacji chcą bronić, skoro cały Zachód uważają za dekadencki i zepsuty. Przypomina to trochę „obronę cywilizacji” przez Władimira Putina. Wielkie słowo cywilizacja, ukrywa pustkę myślową i znamionuje agresję.
W Polsce, w latach 90-tych, było miejsce na konserwatyzm i nurt konserwatywny mógł się ukształtować. Miał szansę być istotnym, a nawet może dominującym, nurtem polskiej kultury politycznej. Tak się jednak nie stało. To, co mogło być polskim konserwatyzmem, dało się uwieść żądzy władzy i ambicjom politycznym Kaczyńskiego, jego prymitywnemu myśleniu podporządkowanego manipulacjom w walce o władze. A także nie zadbano o stan polskiego katolicyzmu, który ześlizgnął się w episkopalny klerykalizm, ciążący dziś przede wszystkim prawej stronie jak kamień u szyi.
To uwiedzenie zobaczyć można, jak w kropli wody, na przykładzie kilku najciekawszych osób i piór, takich jak Ludwik Dorn, Piotr Skwieciński, Piotr Semka, Piotr Zaremba czy Paweł Lisicki. Niektórzy z tego uwiedzenia się uwalniają, Ludwik Dorn otrzeźwiał, inni w nim tkwią, bo stali się od niego zależni.
Tę grupę twórców polskiego, nieudanego konserwatyzmu, nazywano żartobliwie pampersami - i nazwa ta okazała się prorocza. Ich konserwatyzm nigdy nie dojrzał, wciąż był w pieluchach, które zaczął im podsuwać partyjny opiekun (czasem wraz z dotacjami i apanażami). Nim intelektualnie się ukształtował wszelka głębsza i poważniejsza myśl, została podporządkowana partyjnym dyrektywom PiS. Tymczasem twórca tej partii żadnym konserwatystą nie jest, jest jedynie człowiekiem chorym na władzę.
Nieszczęsne dzieje konserwatyzmu pampersów można zrozumieć na tle jego początków i dalszej ewolucji. Polski konserwatyzm (dzisiaj już nie bardzo wiadomo, co to miałoby być) dręczyła od samego początku „dziecinna choroba prawicowości”. Pampersi kształtowali się w okresie upadku komunizmu, który uważany był za lewicowy (w tamtejszej konfiguracji częściowo słusznie, choć trafniejsze pewnie było określenie go jako totalitaryzmu w jednym worku z narodowym socjalizmem). Bycie więc „prawicowym” mogło być traktowane jako naturalna reakcja. W końcówce lat 80-tych i latach 90-tych z pewnością lewica nie była intelektualnie sexy. Natomiast sexy była prawicowość.