"Kupą, mości panowie" – ten bojowy okrzyk z „Trylogii" nigdy nie straci na aktualności w bezpośrednim starciu. Dlatego powtarzany jest do dziś w najrozmaitszych wariantach. „100 procent anty-PiS!" – zakrzyknął Donald Tusk, przejmując sztandar Platformy Obywatelskiej od osłabionego w bojach Borysa Budki. Kto się pod tym sztandarem zgromadzi, by ścigać wrogów?
Czy to hasło wystarczy, by wzmocnić szeregi, zaprowadzić ład i dyscyplinę? A w końcu – wygrać? Politykom Platformy zapewne tak. Rycerze i rycerki Szymona Hołowni pomarudzą trochę, podkreślą, że mają zbroje w zupełnie innym kolorze, ale zapewne po władzę ruszą. Zdyscyplinowane pospolite ruszenie ludowców wystawi swojego hetmana, wyciągnie ze schowka własne maszyny oblężnicze, a co będzie potem – zobaczymy. Najgorzej z Lewicą.
Dotknięta historyczną karmą, tuż po zjednoczeniu SLD i Wiosny pogrążyła się znów w wewnętrznych konfliktach. Niektórzy podważają nawet z takim trudem osiągnięte przywództwo marszałka Włodzimierza Czarzastego. Inni narażają się na zarzut regionalnej współpracy z PiS, jeszcze inni sformowali własną niewielką grupę bojowo-desantową do walki z kapitalizmem.
Nie ma więc pewności, czy w tym wrzącym tygielku znajdzie się miejsce na „100 procent anty-PiS". Tym bardziej że niektórzy z komandosów Tuska wcale nie tęsknią za lewicowymi najemnikami.
Sam „p.o. przewodniczącego PO" wyraża się niejasno o Lewicy i daje do zrozumienia, że nikogo o nic nie będzie prosił. A już na pewno osobą tą nie będzie Adrian Zandberg. Co więc zdecyduje o układzie, w jakim do wyborów będzie szła opozycja? Kluczowe jest zbudowanie stałej tendencji sondażowej dającej odpowiedź na pytanie o frekwencję i mobilizację wyborców.