W Kujawsko-Pomorskiem, na Pomorzu i w Wielkopolsce trwa usuwanie skutków nawałnicy. Tylko w ciągu ostatniej doby strażacy wyjeżdżali aż 670 razy. – W całym kraju wiatr uszkodził lub zerwał dachy z prawie 4 tys. budynków, z czego 2,8 tys. to budynki mieszkalne – mówi Paweł Frączak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej. Do pomocy w sprzątaniu po burzach włączyło się także wojsko (30 żołnierzy i ponad 40 jednostek sprzętu) i wolontariusze.
Brakuje wody i żywności
– Pomagają nam harcerze i wolontariusze z Gdańska, Warszawy, Koszalina. Na bieżąco pracuje u nas ok. 200 osób. Jedni pracują cały dzień, inni kilka godzin. Każdy pomaga tyle, ile może – opowiada Arkadiusz Kubaczek, sołtys wsi Lutoń w gminie Chojnice. To jedna z dwóch miejscowości najbardziej poszkodowanych w nawałnicach, które spustoszyły północną część kraju w nocy z piątku na sobotę.
W dotkniętych przez kataklizm miejscowościach brakuje wszystkiego: od środków chemicznych, wody, po świece, latarki, baterie i żywność. – Wszystkiego nam trzeba, bo nie mamy nic – mówi sołtys.
Sprzątanie trwa także w Rytlu w powiecie chojnickim. We wtorek pracowało tam ok. 2 tys. wolontariuszy, w środę ok. 600. – Praca posuwa się naprawdę szybko, przez cztery dni sprzątania widać dużą różnicę – opowiada „Rzeczpospolitej" Łukasz Ossowski, sołtys Rytla.
Ale jego zdaniem byłoby lepiej, gdyby pomoc dotarła do nich szybciej. – Strażacy byli z nami niemal od początku, ale innej pomocy nie było. Wojsko z ciężkim sprzętem, mimo naszych próśb, bo od razu wiedzieliśmy, że bez tego się nie uda, pojawiło się dopiero w poniedziałek, po prośbach pani premier – mówi Ossowski.