Na rok przed wyborami samorządowymi Warszawę czeka referendum dotyczące odwołania prezydent miasta. Zwolennicy pani prezydent nawołują mieszkańców miasta, by w tym referendum nie głosowali, gdyż przy niskiej frekwencji wyniki głosowania nie będą wiążące. To nie jest przypadkiem niezgodne z duchem demokracji?
To trochę źle postawiony problem. U nas w Szwajcarii na przykład nie ma takiej instytucji, jak referendum w sprawie odwołania polityka. Jeśli któryś z wybranych oficjeli się nie sprawdza, odpowiada za swe błędy politycznie podczas najbliższych wyborów. Taka kontrola jest wystarczająca. Oczywiście, zupełnie innym tematem jest odpowiedzialność karna za łamanie prawa, ale co do odpowiedzialności politycznej, zwykły mechanizm wyborczy działa bardzo sprawnie.
Jednak instytucję referendum stosujecie przecież w bardzo szerokim zakresie.
Tylko że u nas referendum nie może być stosowane do odwoływania czy powoływania polityków – nie do tego ono służy. W takich celach zwołuje się co określony czas wybory, więc nie mieszajmy pojęć. Jeżeli oczekujemy od polityków, by byli poważni i realizowali swoje obietnice, to wymagajmy tego samego od siebie: przecież zagłosowaliśmy na danego polityka po to, by przez okres czterech lat mógł realizować swój program.
Ale czy to nasza wina, że polityk nas okłamał, a teraz nie realizuje swych przedwyborczych zapowiedzi? Nie mamy prawa żądać jego odwołania, bo daliśmy się oszukać?