Strach towarzyszący tym wyborom jest powszechny. Trzy czwarte Amerykanów obawia się, że po zamknięciu urn dojdzie do aktów przemocy, bo jedna ze stron nie uzna werdyktu głosujących. Co piąty zwolennik Donalda Trumpa uważa wręcz, że przemoc byłaby dobrym sposobem na zdobycie przez miliardera Białego Domu (odsetek podzielających taki pogląd po stronie Kamali Harris jest trzykrotnie niższy).
W wielu stanach zmobilizowano więc policję, Gwardię Narodową i inne formacje mundurowe, aby chronić punkty wyborcze czy lokale, gdzie będą liczone głosy.
Kamala Harris i Donald Trump używali coraz radykalniejszego języka wobec rywala
Do coraz radykalniejszego języka na finiszu kampanii uciekali się też sami kandydaci. Harris wpisała swojego oponenta do grona faszystów. Trump systematycznie nazywał ją idiotką, żałował, że mimo przegranych wyborów porzucił w styczniu 2021 r. urząd prezydencki i otwarcie zachęcał do likwidacji rzekomo krytycznych wobec niego dziennikarzy.
Czytaj więcej
W najnowszym odcinku podcastu „Rzecz w tym” Bogusław Chrabota rozmawia z Januszem Reiterem, byłym ambasadorem RP w USA, na temat podziałów społecznych i politycznych, które wstrząsają Ameryką tuż przed wyborami prezydenckimi. Wybory te, zdaniem Reitera, mogą przesądzić o przyszłości Stanów Zjednoczonych i ich roli na arenie międzynarodowej.
Od objęcia władzy na początku 2021 roku Joe Biden zrobił wiele, aby wszystko to wyglądało inaczej. „Polityka nie musi być pożarem niszczącym wszystko, co napotyka na swojej drodze. Każdy spór nie musi przekształcać się w totalną wojnę” – mówił w trakcie ceremonii zaprzysiężenia 21 stycznia.