Sprawa zajęcia zwierzęcia wzbudziła sporo kontrowersji, ponieważ suczka rasy boston terrier należała do pięcioletniej dziewczynki. Formalnie właścicielką zwierzęcia pozostawała jednak matka dziewczynki, która za niezapłacone mandaty i niespłacone pożyczki została objęta egzekucją komorniczą.
- Pewnego dnia przyszedł asesor i zaczął szukać u mnie wartościowych rzeczy, które można sprzedać. Ja praktycznie nic nie mam, bo cały dom zapisany jest na męża – opowiadała „Gazecie Wyborczej" dłużniczka. - Do telewizora i DVD się przyznałam, a wtedy on pyta: "A ten pies to czyj?". Na to ja głupia mówię, że w papierach jest na mnie, choć faktycznie to córka go dostała od rodziny. Bo wie pan, właścicielem rodowodowego psa musi być osoba dorosła - tłumaczy. Asesor sporządził protokół zajęcia "innej ruchomości", spisał numer wytatuowany na brzuchu suczki i zobowiązał kobietę do utrzymania zwierzęcia w dobrym stanie.
Nie pierwszy tego typu przypadek
Zajęciem zwierzęcia zainteresował się były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który skierował w tej sprawie interpelację poselską do obecnych władz resortu. Jak napisał „opinię publiczną poruszyła informacja mówiąca o tym, że jeden z komorników - w ramach egzekucji - dokonał zajęcia ruchomości należących do dłużnika. W ramach tych czynności zajął psa, dokonując stosownego wpisu do sporządzonego protokołu. Nie jest to pierwszy tego typu przypadek."
Krzysztof Kwiatkowski podkreślił, że - zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt - zwierzę jako istota żyjąca jest zdolne do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.
Zdaniem byłego szefa resortu sprawiedliwości, a obecnie posła „trudno sobie wyobrazić, jak wielki stres i cierpienie będzie odczuwał przyzwyczajony do opiekunów, a także miejsca, zlicytowany pies." Kwiatkowski zwrócił się do ministerstwa o informację, czy podejmie ono działania zmierzające do zmiany przepisów obowiązujących w tym zakresie.