Rz: Po co ministrowi sprawiedliwości dostęp do bazy orzeczeń, protokołów przesłuchań itd. na temat każdego obywatela, którego sprawa trafiła do sądu?
Irena Kamińska: To dobre pytanie, ale niestety nie znam na nie odpowiedzi. Jeżeli co roku do sądów wpływa około 15 mln spraw i ciągle ich przybywa, to znaczy, że w zasobach ministra co roku znajdzie się wielokrotność tej liczby danych osobowych obywateli naszego kraju. W każdej sprawie sądowej występuje bowiem więcej niż jedna osoba, a do sądu może trafić każdy, choćby ze sprawą spadkową, emerytalną, cywilną. Przepis uchwalonego art. 175a § 2 ustawy o ustroju sadów powszechnych nie pozostawia złudzeń. Minister sprawiedliwości przetwarza dane stron, pełnomocników i innych osób uczestniczących w postępowaniach sądowych. Czyli każdego, kto w jakimkolwiek charakterze wziął w tym postępowaniu udział, np. jako świadek.
To ogrom danych...
I trzeba się zastanowić nad realnymi możliwościami ich ochrony, a nie mam pojęcia, po co taka wiedza potrzebna jest ministrowi.
Mówi się, że to tzw. hakownia, a więc miejsce, w którym będzie można znaleźć coś na każdego...