Słowa Donalda Trumpa o tym, że USA chcą przejąć Kanał Panamski, mogły być traktowane jako żart, dziwactwo czy wręcz przejaw imperialnego szaleństwa tego polityka. O tym, że trzeba było je od początku traktować bardzo poważnie, przekonaliśmy się dopiero po wizycie w Panamie Marca Rubio, nowego amerykańskiego sekretarza stanu. Rubio, człowiek związany z głównym nurtem Partii Republikańskiej, ostrzegł władze Panamy, że Stanom Zjednoczonym nie podobają się silne chińskie wpływy w tym kraju i że USA mogą zareagować ostrzej, jeśli Pekin będzie miał wpływ na działanie strategicznego Kanału Panamskiego. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Panama ogłosiła, że nie przedłuży uczestnictwa w chińskiej infrastrukturalnej Inicjatywie Pasa i Szlaku (Nowym Jedwabnym Szlaku). Wcześniej, by przystąpić do tej inicjatywy i przyciągnąć inwestycje z ChRL, zerwała stosunki dyplomatyczne z Tajwanem. Panama zwolni też amerykańskie okręty wojenne z opłat za przepływ Kanałem. Być może też odbierze zarejestrowanej w Hongkongu spółce Hutchinson Ports kontrolę nad portami znajdującymi się na obu wejściach do kanału. Petycję w tej sprawie do Sądu Najwyższego złożyła już grupa prawników wskazująca, że Chińczycy nie płacą podatków i łamią warunki koncesji.