Niezrealizowane plany inwestycji infrastrukturalnych, opóźnione lub niedokończone budowy, bankructwa przedsiębiorstw, słowem powtórka z 2012 r. – tak może wyglądać sytuacja na polskim rynku, jeśli nie dojdzie do szybkich działań naprawczych.
Z jednej strony dane GUS mówią o wzroście rynku: w okresie styczeń–maj produkcja budowlano-montażowa była o 24 proc. wyższa niż rok wcześniej. Faktycznie, po zastoju ruszyły inwestycje infrastrukturalne, trwa boom na mieszkania, magazyny czy biura. Potencjał firm wykonawczych jest jednak za mały, by obsłużyć cały rynek. Brakuje materiałów i pracowników. Zmorą branży jest wzrost kosztów stawiający pod znakiem zapytania z jednej strony rentowność realizowanych kontraktów, a z drugiej kosztorysy inwestorskie.
Na sektorze krzyżyk postawili inwestorzy giełdowi, którzy nie wierzą, że z impasu da się wyjść – świadczy o tym zjazd indeksu WIG-budownictwo o prawie 40 proc. w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Wykonawcy boją się i dają wysokie ceny
Wtorek przyniósł kolejny dowód na to, jak trudna jest sytuacja. PKP Polskie Linie Kolejowe odwołały dwa wielkie przetargi na roboty na Magistrali Węglowej, czyli linii kolejowej 131 – na odcinkach Chorzów–Nakło Śląskie i Nakło–Kalina. Powodem są zbyt wysokie oczekiwania cenowe potencjalnych wykonawców wobec budżetu. Rozdźwięk między kosztorysami przyjętymi przez PKP PLK a najtańszymi ofertami złożonymi w postępowaniach jest rzeczywiście ogromny: w przypadku odcinka Chorzów–Nakło to 63 proc., a Nakło–Kalina aż 126 proc. Zamawiający na oba zadania musiałby wysupłać co najmniej 2,24 mld zł (brutto) wobec zaplanowanej kwoty 1,21 mld zł.