Zagrał tylko trzy duże role: w „Na wschód od Edenu”, „Buntowniku bez powodu” i „Olbrzymie”. To one zapewniły mu miejsce w panteonie hollywoodzkich sław.
Jako tytułowy buntownik bez powodu ucieleśniał niepokoje i tęsknoty całego pokolenia młodych Amerykanów. Był olbrzymem – jako człowiek i aktor. „Tylko wrażliwi ludzie są naprawdę silni” – mawiał. Żył intensywnie, jakby czuł, że nie wolno mu marnować czasu. Powiedział kiedyś: „Trzeba marzyć, jakby się miało żyć wiecznie. I żyć, jakby się miało umrzeć jutro”.
Kochał szybkie samochody i motocykle. Uważał, że życie bez ryzyka pozbawione jest smaku. Do dziś biografowie i dziennikarze się zastanawiają, co dokładnie wydarzyło się 30 czerwca 1955 roku w drodze do Salinas, i jak doszło do wypadku, który przerwał jedną z najlepiej zapowiadających się aktorskich karier. Feralnego dnia Dean jechał na rajd samochodowy. Miał w nim wziąć udział, śpieszył się. Mknął z prędkością ponad 170 km na godzinę swoim nowym – kupionym za honorarium, które dostał za „Olbrzyma” – srebrnym porsche spyderem.
Śmierć czekała na skrzyżowaniu w miejscowości Cholame. Samochód aktora uderzył w inne auto, jego kierowca przeżył, ale gwiazdor nie miał tyle szczęścia. Okoliczności wypadku nie zostały do końca wyjaśnione. Wciąż pojawiają się nowe spekulacje – jedna z hipotez mówi, że to nie Dean siedział wówczas za kierownicą i nie on doprowadził do wypadku, tylko towarzyszący mu w drodze na wyścigi mechanik.
James Byron Dean urodził się 8 lutego 1931 roku w miejscowości Marion, w stanie Indiana. Kiedy miał pięć lat, rodzina przeniosła się do Kalifornii. Cztery lata później, po śmierci matki na raka, ojciec odesłał chłopca z powrotem do Indiany. James wychował się u ciotki na farmie w okolicach Fairmount. Już w szkole dostrzeżono jego aktorskie zdolności. Idolem młodego Deana był starszy o siedem lat Marlon Brando. W jego ślady chciał iść, na nim się wzorował, budząc zresztą lekką irytację sławnego kolegi.