37-letni Bear Grylls od 2006 roku prowadzi w Discovery Channel „Szkołę przetrwania", widowiskowy program o survivalu. Jest byłym komandosem, mistrzem wspinaczki wysokogórskiej i wschodnich walk, a do tego świetnie zna zasady rządzące telewizyjnym show-biznesem. Wie, że widzowie oczekują emocji, autentyzmu i dynamicznej akcji. Jego programy często przypominają trzymający w napięciu dreszczowiec. Bear poluje na dzikie zwierzęta, duszkiem pije ich krew, zjada surowe serca. Wpada do lodowatej rzeki w okolicach koła podbiegunowego lub ledwo żywy przemierza spaloną słońcem pustynię Mojave. Przy okazji tłumaczy widzom, jak się zachować w ekstremalnie trudnej sytuacji, nie tracić zimnej krwi, zdobyć pożywienie, zorganizować bezpieczny nocleg.
Od środy w Discovery Channel będzie można oglądać premierową szóstą serię „Szkoły przetrwania". W pierwszym odcinku Grylls wyruszy do Arizony. Odnajdzie wodę na pustyni i z wraku samolotu zbuduje pojazd ułatwiający poruszanie się po piachu.
– Kręcimy w małym zespole, ja plus czworo czy pięcioro ludzi w terenie – zdradza kulisy produkcji Grylls. – Niektórzy pracowali ze mną podczas prawie wszystkich serii programu. To najlepsi kumple, niesamowici faceci. Starają się dotrzeć do miejsca, w którym będziemy kręcić, tydzień przede mną i pracują tam z lokalnymi strażnikami, ratownikami, robią rekonesans okolicy helikopterem. Kiedy przyjeżdżam, mamy jednodniową odprawę, a potem ćwiczę z ratownikami procedury reagowania w nagłych wypadkach. Później naradzam się z ekspertami. W końcu biesiadujemy, idziemy się wyspać i zaczynamy następnego dnia bladym świtem. Lubię ten moment. Jestem przygotowany, ale nigdy do końca nie wiem, co się zdarzy. I to mi się podoba.
Grylls na ekranie jest sam. Wszystkie sceny kręci jego kompan, kamerzysta. W razie skrajnego niebezpieczeństwa mają do dyspozycji ekipę ratowników.
– Akcja toczy się sama – dodaje prowadzący. – Jeśli coś nie wychodzi, nie wykorzystujemy tego później w programie. Czasami, bardzo rzadko, robimy powtórkę. W większości przypadków po prostu kręcimy. I to jest w tym najfajniejsze. Dlatego czasami program jest trochę surowy, chaotyczny i możecie zobaczyć wodę i błoto na obiektywie. Ale to część naszego show.