„Wyjeżdżamy" oparte na tekście „Pakujemy manatki" będzie pierwszą premierą, jaką Krzysztof Warlikowski, jeden z najważniejszych polskich inscenizatorów, da w stworzonej z myślą o nim i jego zespole siedzibie Nowego Teatru przy Madalińskiego. Trzy lata, jakie minęły od „Francuzów" według Prousta, wypełniły mu inscenizacje w najsłynniejszych europejskich operach, w tym ostatnia „Z domu umarłych" w londyńskiej Royal Opera House.
Przed premierą milczy. Wypowie się spektaklem, a Jacek Poniedziałek, tłumacz sztuki Hanocha Levina i aktor najdłużej współpracujący z Warlikowskim, mówi, że Krum wrócił do Warszawy. To żart i nawiązanie do znakomitego spektaklu z 2005 r. opartego na sztuce Levina z Poniedziałkiem w roli tytułowej.
Syn marnotrawny
– Nie da się uniknąć porównań, bo po latach wracamy do tego autora i do podobnych bohaterów – powiedział „Rzeczpospolitej" Jacek Poniedziałek. – Krum jak syn marnotrawny wracał do domu z poczuciem klęski, rozczarowując bliskich i matkę, która wkrótce umarła. Na koniec brał się do pisania, co dawało pewną nadzieję, choć był też pełen rozpaczy. Teraz możemy zastanowić się, co stało się z bohaterem, który miał czterdzieści lat, a jest kilkanaście lat starszy, zaś jego marzenia i ambicje są w zaniku i związane jedynie z zaspokajaniem potrzeb cielesnych. Tylko to mu pozostało, że ma bzika na punkcie kobiet, jest erotomanem, dlatego matka załamuje ręce, narzekając na zdrowie i na to, że syn się nią nie opiekuje.
Jacek Poniedziałek podkreśla, że trudno wystawiać Levina:
– Każdy, kto widział jego sztuki, wie, że balansują na granicy złego i dobrego smaku – mówi. – Nasz spektakl zaczyna się od problemu z wypróżnieniem, a my nie możemy grać ani kloacznie, ani w nazbyt wysokim stylu, nawet wtedy, kiedy mówimy o śmierci i pogrzebach, bo przecież zakłamiemy stylistykę Levina. Nie ułatwia naszych prób praca w cieniu sukcesu „Kruma", który był spójnie napisany i miał niewielu bohaterów. Teraz co chwila pojawia się nowy, gra dziewiętnastoosobowy zespół. Tekst jest poszatkowany, monologi krótkie, a trzeba w nich wyrazić wszystkie emocje, cały świat. Na pewno tworzymy spektakl o wspólnocie, o jej emocjonalnej kondycji, opisanej gorzko, a wręcz brutalnie. A mimo wszystko czuje się, że Levin kocha swoich małych bohaterów, niedoskonałych ludzi żyjących mrzonkami, marzących o zmianie, którą rzekomo gwarantuje wyjazd.