Dlaczego wygrał Barack Obama

Wedle obiegowej opinii demokrata wygrał wybory dzięki George’owi W. Bushowi i załamaniu na Wall Street. Ale przyczyn jest więcej – od perfekcyjnie przeprowadzonej kampanii i błędów przeciwnika, po zmiany demograficzne w kilku kluczowych stanach - pisze Piotr Gillert z Waszyngtonu

Aktualizacja: 07.11.2008 10:57 Publikacja: 06.11.2008 21:03

Barack Obama

Barack Obama

Foto: AFP

John McCain miał w tych wyborach nieprawdopodobnie trudne zadanie. Wyjątkowa niepopularność George’a W. Busha niczym wielka czarna chmura wisiała nad wszystkimi politykami, przy których nazwisku stała litera „R” – republikanin. Ta afiliacja partyjna stała się jeszcze bardziej toksyczna, gdy w połowie września doszło do krachu na rynkach finansowych. Jeśli trudno wskazać winnych, zwykle wskazuje się na rządzących.

[srodtytul]Kampania doskonała...[/srodtytul]

Obamie udało się przeprowadzić jedną z najdoskonalszych kampanii politycznych w historii Ameryki. Zawdzięcza to ogromnej, niezwykle sprawnej organizacji, która opierała się na milionach ochotników na dole i zgranym, świetnie rozumiejącym się zespole doświadczonych doradców na górze. Jej kręgosłupem był Internet. Amerykański ekspert od cyberkampanii Phil Noble określił ją w rozmowie z „Rz” mianem pierwszej prawdziwie internetowej kampanii w historii. Dzięki sieci Obama ustanowił absolutny rekord finansowy w historii kampanii prezydenckich, co pozwoliło mu na jeszcze szersze rozwinięcie skrzydeł i zagłuszenie rywala w eterze. Zagłuszenie było tym bardziej skuteczne, że Obama jeszcze długo przed wyborami wykreował się na kandydata zmiany i do końca trzymał się tego prostego, wyrazistego przesłania. Trzeba mieć parę prostych haseł i powtarzać, powtarzać, powtarzać je do znudzenia, ale w sposób przekonujący – twierdzą eksperci. Obama był w tym bezbłędny.

[srodtytul]...i niedoskonała[/srodtytul]

Tego nie da się powiedzieć o przeciwniku, który nie potrafił znaleźć spójnego przesłania i wizerunku. No i popełniał błędy.

Największym była prawdopodobnie jego pamiętna wypowiedź o „zdrowych podstawach amerykańskiej gospodarki”. I nie jest istotne, że te podstawy rzeczywiście wyglądają raczej zdrowo. Chodzi o percepcję. W momencie rynkowej paniki słowa McCaina uznane zostały za wyraz całkowitego oderwania od rzeczywistości. Obóz Obamy wracał do nich bezlitośnie do ostatniego dnia kampanii.

To był błąd niewymuszony, ale niektóre pomyłki wynikały z tego, że – by wygrać – McCain musiał podejmować większe niż Obama ryzyko. Takim ryzykiem było oświadczenie o przerwaniu kampanii i powrocie na Kapitol oraz apel o odwołanie pierwszej debaty. Obama nie dał się sprowokować. John McCain wypadł na jego tle jak rozhisteryzowany dziadek, bezsilnie miotający się po korytarzach władzy.

Ryzykowną zagrywką był wybór Sary Palin na kandydatkę do wiceprezydentury. To także był chyba błąd. Choć zelektryzowała ona dość apatyczną bazę Partii Republikańskiej – szczególnie środowiska religijnej prawicy, to jednocześnie zniechęciła do McCaina ogromne rzesze niezależnych wyborców, którzy w republikańskim kandydacie cenili właśnie to, że nie był skrajnie republikański.

[srodtytul]Rasa plusem[/srodtytul]

Do końca wyborczego maratonu eksperci spierali się, czy rasa będzie miała negatywny wpływ na wynik Obamy. Dziś wiemy, że nie miała. Wygrał także wśród wyborców, którzy mówili w ankietach, iż kolor skóry kandydata jest dla nich ważny. Owszem, wielu białych, szczególnie na prowincji i na południu, nie chciało głosować na Murzyna. Ale ci wyborcy i tak nie głosowaliby na demokratę, więc ich uprzedzenia nie odegrały znaczącej roli. Rasa pomogła natomiast Obamie wśród białych, ale lepiej wykształconych mieszkańców przedmieść, którzy, jak słusznie przewidywał na łamach „Rz” prof. David Greenberg z Uniwersytetu Rutgersa, czerpali sporą satysfakcję z możliwości zagłosowania na czarnego kandydata. Rasa mu pomogła. Hasło „zmiana” brzmiało w ustach syna kenijskiego studenta bardzo przekonująco. Gdyby Obama był białym anglosasem, może nie zostałby nawet kandydatem na kandydata.

[srodtytul]Przesunięcia elektoratu[/srodtytul]

Pomocne w zwycięstwie okazały się zmiany demograficzne w paru kluczowych stanach. Najlepszym przykładem jest Wirginia, która ostatni raz w wyborach prezydenckich zagłosowała na demokratę w 1964 r. Białe południe stanu, do którego niegdyś przywieziono pierwszych niewolników w historii Ameryki, głosowało tak, jak w ostatnich 40 latach. Po zliczeniu trzech czwartych głosów McCain prowadził. Ale gdy zaczęły napływać wyniki z gęściej zaludnionej północnej części stanu – wygrana Obamy stała się oczywista. Ogromne, zamożne przedmieścia Waszyngtonu były w ostatnich latach miejscem wielkiej migracji – osiadły tu tysiące rodzin z bardziej liberalnych regionów. A także Latynosi. Ta grupa wyborców miała decydujący wpływ na wyniki w innych stanach, które przeszły z obozu Busha do obozu Obamy: Nowym Meksyku, Nevadzie i Kolorado.

John McCain miał w tych wyborach nieprawdopodobnie trudne zadanie. Wyjątkowa niepopularność George’a W. Busha niczym wielka czarna chmura wisiała nad wszystkimi politykami, przy których nazwisku stała litera „R” – republikanin. Ta afiliacja partyjna stała się jeszcze bardziej toksyczna, gdy w połowie września doszło do krachu na rynkach finansowych. Jeśli trudno wskazać winnych, zwykle wskazuje się na rządzących.

[srodtytul]Kampania doskonała...[/srodtytul]

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 879
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 873
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 872
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 870
Materiał Promocyjny
Mała Księgowość: sprawdzone rozwiązanie dla małych i średnich przedsiębiorców
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 869