Tak się jakoś dziwnie składa, że pierwszy w życiu tekst publicystyczny napisałem (dla paryskiego „Kontaktu”) akurat na temat konieczności współpracy pokoleniowej w środowiskach opozycji. Bo my rozrzucaliśmy ulotki, a dorośli nawet z nami nie rozmawiali. Było to w roku 1987 i miałem zaledwie 20 lat. Dziś chciałbym napisać o tym samym, tylko od drugiej strony. Bo my chodzimy na demonstracje, a młodzi nawet z nami nie chcą gadać.
Owszem, przyszłość Polski w największym stopniu zależy od młodych. Jednak nie tylko od nich, bo również od tych, którzy widzieli i pamiętają więcej. Bez szacunku między pokoleniami i współpracy nie powrócimy na ścieżkę europejskiej cywilizacji politycznej.
Młodzi Polacy niemalże co do jednego zostali przepuszczeni przez maszynkę prawicowej propagandy, urabiającą ich umysły od przedszkola. Pokoleniu wychowanemu w PRL również próbowano wyprać mózgi, lecz – przynajmniej w latach 70. i 80. – odbywało się to ze znacznie mniejszym animuszem i mizernym skutkiem. Komunie w tych czasach mało kto już przecież wierzył. Obecni 50- i 60-latkowie zostali ukształtowani przez zdegradowany, pozbawiony życia i wiarygodności socjalizm PRL oraz przez prawicowy populizm III RP. Mają dłuższą i szerszą perspektywę, mają swoją pokoleniową mądrość. Dlatego tak wielu ludzi urodzonych w latach 50. i 60. gotowych jest aktywnie wspierać demokrację i praworządność.
Niestety, przyjęło się w naszym kraju traktować starszych z lekceważeniem, z czego bardzo chętnie korzysta propaganda rządowa, ośmieszająca KOD czy też Obywateli RP z powodu wysokiej średniej wieku tych środowisk. I ta wredna strategia pada na podatny grunt – wokół średnio-starszego pokolenia zapanował atmosfera niechęci i lekceważenia. Gdy raz przyprawią ci gębę „wujka obciacha” albo „kombatanta”, nic z tym już nie zrobisz. Bo cokolwiek powiesz, jest śmieszne. Żeby skończyć z tym poniżaniem i dyskredytowaniem pokolenia PRL, trzeba najpierw to zło pokazać i nazwać. Piszę właśnie, ni mniej, ni więcej, w obronie swoich rówieśników i starszych. Trzeba wreszcie zrozumieć, że podział na Polskę PiS i Polskę anty-PiS krzyżuje się z podziałem na Polskę pamiętającą PRL i Polskę młodą. Musimy zmierzyć się z oboma.
Nie wszystko stracone
Gdy upadała komuna, obecne starsze pokolenie aktywnych życiowo i zawodowo Polaków, czyli ludzi starszych niż 50 lat, aczkolwiek jeszcze nie starych, miało za sobą kilka lub kilkanaście lat dorosłego życia w PRL. W jakiś sposób za PRL odpowiada i należy do tamtych czasów, chociaż większość dorosłości przypadła mu na III RP. I dziś właśnie to pokolenie najboleśniej doświadcza politycznej polaryzacji, która dzieli je na dwa wrogie obozy – „pisowski” i, powiedzmy, „liberalny”.
Obozy są wielkie i, rzecz jasna, bardzo zróżnicowane wewnętrznie, niemniej jednak „głosujący na PiS” i „niegłosujący na PiS” to podział o zasadniczym znaczeniu, przekładający się na wszystkie sfery życia, łącznie z prywatnym i rodzinnym. Toczy się między nimi godnościowa wojna, w której ci z PiS-u są górą w tym sensie, że lepiej się czują. Mieli też łatwiej, bo nasza demokratyczna rewolucja bardzo szybko po roku 1989 nabrała cech nacjonalistyczno-klerykalnych. Już awantury w łonie Solidarności i Komitetów Obywatelskich zapowiadały rozłam polityczny i społeczny, a z biegiem lat ideologie endeckie i konserwatywne odbudowały swoją dominującą pozycję, jaką zajmowały w czasach II RP i wcześniej.