Mówią o nich różnie, zwykle z nutką pogardy: szansoniści, klezmerzy, kotleciarze, chałturnicy. Ale oni się nie obrażają.
– To zwykle skromni, bardzo pracowici ludzie, często wykształceni muzycy, którzy cieszą się tym, że dają ludziom możliwość dobrej zabawy bez zadęcia i drenażu kieszeni – mówi Tadeusz Banko, współwłaściciel agencji imprez artystycznych Menager z Chorzowa. – Kiedy w Warszawie występują Doda czy Piasek, to gdzieś na małomiasteczkowym rynku Acapulco, Natasha czy Ramolsi.
Grają wszystko: od disco polo przez pieśni biesiadne po przeróbki hitów gwiazd popu. Do kotleta w knajpach z dancingiem, na weselach, studniówkach, festynach, firmowych imprezach, w dyskotekach, a nawet w kościołach. Karnawał to dla nich czas żniw. A w tym roku będzie wyjątkowo długi, zakończy się dopiero 8 marca.
[srodtytul]Jak Abba czy Britney[/srodtytul]
Banko twierdzi, że ludzie wciąż kochają takie występy: – Bo to granie na żywo. Bo można się bawić przy piosenkach, których w radiu już się nie usłyszy. Bo artyści z „drugiego obiegu” nigdy nie lekceważą publiczności i dają z siebie wszystko.