Graj, klezmerze, graj

Tworzą swojski rynek estradowy. Ludzie ich kochają i nie przeszkadza im estetyka kiczu

Publikacja: 11.01.2011 02:44

Trio Diverso (od lewej) z Jolantą Reimann oraz Tomaszem i Jolantą Kuklami weszło do półfinału progra

Trio Diverso (od lewej) z Jolantą Reimann oraz Tomaszem i Jolantą Kuklami weszło do półfinału programu „Mam talent” w TVN

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski Dariusz Gorajski

Mówią o nich różnie, zwykle z nutką pogardy: szansoniści, klezmerzy, kotleciarze, chałturnicy. Ale oni się nie obrażają.

– To zwykle skromni, bardzo pracowici ludzie, często wykształceni muzycy, którzy cieszą się tym, że dają ludziom możliwość dobrej zabawy bez zadęcia i drenażu kieszeni – mówi Tadeusz Banko, współwłaściciel agencji imprez artystycznych Menager z Chorzowa. – Kiedy w Warszawie występują Doda czy Piasek, to gdzieś na małomiasteczkowym rynku Acapulco, Natasha czy Ramolsi.

Grają wszystko: od disco polo przez pieśni biesiadne po przeróbki hitów gwiazd popu. Do kotleta w knajpach z dancingiem, na weselach, studniówkach, festynach, firmowych imprezach, w dyskotekach, a nawet w kościołach. Karnawał to dla nich czas żniw. A w tym roku będzie wyjątkowo długi, zakończy się dopiero 8 marca.

[srodtytul]Jak Abba czy Britney[/srodtytul]

Banko twierdzi, że ludzie wciąż kochają takie występy: – Bo to granie na żywo. Bo można się bawić przy piosenkach, których w radiu już się nie usłyszy. Bo artyści z „drugiego obiegu” nigdy nie lekceważą publiczności i dają z siebie wszystko.

Zarabiają od 1,5 do 5 tys. zł za występ. W porównaniu z liczonymi w minimum dziesiątkach tysięcy złotych gażach gwiazd estrady to grosze.

– Tymczasem np. wokalista zespołu Princess nie tylko wygląda jak Freddy Mercury, ale i śpiewa jak on – śmieje się Banko. – A jak Chrząszcze grają przeboje The Shadows, to mam wrażenie, że robią to lepiej niż Szedołsi. Ten zespół może grać i w Carnegie Hall w Nowym Jorku, i na rynku w Chojnicach.

Podaż to wypadkowa popytu, sądząc więc po ofercie agencji artystycznych, wciąż najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Dlatego zespół Ślązaków z „Waterloo” udaje Abbę. Trio Natasha w repertuarze ma przeboje Jennifer Lopez i Britney Spears, Acapulco specjalizuje się w przebojach włoskich w klimacie San Remo („Sempre, sempre”, „Felicita”), podobnie Avanti (Gazebo, Ricci a Poveri). Babilon gra Boney M., Chrząszcze – Roya Orbisona i Beatlesów, Dwie Korony sięgają po repertuar Czerwonych Gitar i Krzysztofa Klenczona z jego Trzema Koronami, Jumbo Africa są jak Boney M., a „Elvis” – wiadomo.

Kto kocha mocniejsze brzmienia, oprócz Princess (Queen) może słuchać The Best of Deep Purple, a kto szuka romantycznych uniesień – choćby Jacka Silskiego (Julio Iglesias). A jak ktoś lubi wspomnienia, to poszaleje ze Smokie Band lub z Ramolsami, zespołem, który w pełnym, błyszczącym i koturnowym anturażu pogrywa przeboje Gary Glittera, Susie Quatro czy Slade. Ale też – z rockandrollowym zacięciem – polskie przeboje Marii Koterbskiej czy Haliny Kunickiej.

Tyle że z grania żyją coraz rzadziej. Błyszczące marynarki i estradowe kreacje wdziewają głównie w weekendy. Gitarzysta Princess prowadzi piwiarnię w Czechach, a jeden z muzyków Acapulco na co dzień jest doradcą finansowym. To w tej branży norma.

[srodtytul]Disco polo na ludowo[/srodtytul]

Magda skończyła socjologię. Wie, że jej wypady do Twardogóry (opolskie) na wiejską zabawę jej koledzy inteligenci uznaliby za obciach. – Ale ja uwielbiam te wiejskie potupaje – śmieje się. – Jeździłam na nie już jako nastolatka, wtedy grało się np. Santanę.

Do wielkiej dyskoteki w Twardogórze na tysiąc, tysiąc dwieście osób zjeżdżają ludzie z miejscowości oddalonych często o setki kilometrów. Ale Opolszczyzna to nie wyjątek. „Żywe”, małomiasteczkowe dyskoteki i kultowe zespoły ma Mazowsze, Wielkopolska, Podlasie. Na Podhalu rządzą Baciary i Zbóje, Na Kujawach Sweet Combo, ale większość zespołów „chałturniczych” pochodzi ze Śląska.

– Miejsko-wiejski folklor, którego korzenie sięgają w głąb historii, wraca, szczególnie tam, gdzie ludzie z dziada pradziada lubili razem pośpiewać, potańczyć i pobiesiadować – tłumaczy Banko.

Na Śląsku muzyka ludowa i nuta górnicza łączy się z disco polo i popem. Telewizja Silesia ma swojskie listy przebojów, małomiejskie rytmy puszcza coraz więcej lokalnych stacji radiowych. – Jak się wsiada do taksówki w Piekarach Śląskich, to z radia leci nie Beata Kozidrak, tylko np. Bayer’y – podkreśla Banko.

[srodtytul]Romantyczny tenor i łzy słuchaczy[/srodtytul]

Na świecie swojscy artyści już przebijają się na główny płytowy rynek. Susan Boyle dzięki wykonaniu „I Dreamed a dream” z musicalu „Nędznicy” zajęła drugie miejsce w III edycji Britain’s Got Talent i zarabia miliony funtów. Podobnie Paul Potts, sprzedawca telefonów komórkowych w południowej Walii. W Polsce ze świata estrady popularnej przyzwoite pieniądze zarabia Piotr Rubik, i choć to zawodowiec, dla muzycznego establishmentu jego klaskady to wciąż sacro-kicz.

Czy swojskie, amatorskie klimaty przebiją się i u nas na szerszy, profesjonalny rynek? Kto wie. Występ trio wokalnego Diverso z Babimostu pod Zieloną Górą w ostatniej edycji polskiego „Mam Talent” w TVN i jego wykonanie „Isabel” z repertuaru Il Divo nieoczekiwanie spotkał się z pozytywnym przyjęciem Kuby Wojewódzkiego, jurora, który dotąd z podobnych propozycji raczej kpił. A owacje na stojąco publiczności i wejście do półfinału programu zaświadczyły dobitnie, że trio z Babimostu wielu ludziom po prostu trafiło do serca.

– Ale z planami nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość – mówi skromnie Tomasz Kukla z Diverso pytany o płyty i koncerty. – Jesteśmy ludźmi pod pięćdziesiątkę i śpiewamy głównie dla przyjemności.

Na co dzień pan Tomasz z żoną Jolantą prowadzą w Babimoście kwiaciarnię. Trio dopełnia Jolanta Reimann, nauczycielka niemieckiego w gimnazjum. Co ciekawe, nikt z nich nie kształcił się muzycznie. Jeśli nie liczyć śpiewania w lokalnym popularnym zespole Subito (m. in. gospel), i tego, że panie grały trochę na pianinie, gdy studiowały w studium wychowania przedszkolnego.

– Ja, zachwycony Andreą Bocellim, zacząłem śpiewać przy goleniu trzy lata temu – mówi Kukla, właściciel silnego, romantycznego tenoru. I dodaje, że Diverso chce po prostu śpiewać. – Nie chodzi o pieniądze, ale o to, by dawać ludziom radość. I chyba ją dajemy, bo nie raz widziałem łzy w oczach słuchaczy.

[srodtytul]Cekinowa marynarka, jedwabny szal[/srodtytul]

Pop drugiego obiegu to głównie domena odtwórców. Do tego dochodzi nie zawsze najlepszy warsztat, często klimat strażackiej remizy i estetyka kiczu: cekinowe sukienki, jedwabne szale na marynarkach, fryzury przypominające gwiazdy z NRD-owskich TV-shows.

Tadeusz Banko: – Wiem jedno, można mówić, że estrada popularna to kicz, że lepiej słuchać Edyty Górniak. Ale przy gotowaniu obiadu gospodyni np. na Śląsku nuci swojskiego walczyka, a nie że „nie jest Ewą”.

Banko mówi, że cekinowa marynarka to strój estradowy, odświętny. Wyraz szacunku dla widza. – Tak chcemy widzieć artystów, jak sami w ich roli byśmy się widzieli – mówi doświadczony menedżer estrady.

Śpiewają po polsku, śląsku, góralsku, ale i angielsku, włosku czy hiszpańsku. Tekstów piosenek uczą się ze słuchu. Niejeden zespół korzysta z grubych zeszytów z piosenkami zapisanymi maczkiem w postaci np.: „Aj dziast kol tu sej aj lowju”. To tzw. komandżiorka. – Tekstów uczymy się fonetycznie – przyznaje Tomasz Kukla. – Oryginały odszukujemy w Internecie. Staramy się jednak, by brzmiały maksymalnie poprawnie, na dodatek zawsze je dajemy do tłumaczenia, żeby wiedzieć, o czym dana piosenka opowiada.

Publiczność też na ogół nie zna angielskiego czy włoskiego, więc na takie detale jak „komandżiorka” nie zważa. – Ludzie i tak wiedzą, że piosenka jest np. o miłości – zaznacza Tadeusz Banko. – Nikt nie analizuje aranżu ani poprawności wymowy. Tu chodzi o radość, zabawę, proste wzruszenia.

– Ja nie lubię słowa kicz, bo zawsze jest pytanie, kto ma decydować o tym, co nim jest, a co nie – mówi dr Krzysztof Lęcki, socjolog kultury z Uniwersytetu Śląskiego. – Ludzie wzruszają się przy takich utworach, przy których naprawdę się wzruszają, a nie przy takich, które są uznawane za modne. Prawdziwa demokracja oznacza, że może i powinna współistnieć wielość różnych form kultury popularnej. Bo nie wszyscy chcą żyć w warunkach narzuconych przez globalną wioskę.

Dr Łęcki dodaje, że kulturę popularną trzeba traktować w dwóch aspektach. – Gdy uczestniczymy w jakimś wielkim artystycznym wydarzeniu, np. koncercie U2 czy Rolling Stones, mdlejemy z wrażenia, ale bardziej naturalny stosunek do np. muzyki popularnej, taki gombrowiczowski, mamy na co dzień, gdy spędzamy miło czas, bo fajnie grają albo komuś serce drgnie.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=p.kobalczyk@rp.pl]p.kobalczyk@rp.pl[/mail][/i]

Mówią o nich różnie, zwykle z nutką pogardy: szansoniści, klezmerzy, kotleciarze, chałturnicy. Ale oni się nie obrażają.

– To zwykle skromni, bardzo pracowici ludzie, często wykształceni muzycy, którzy cieszą się tym, że dają ludziom możliwość dobrej zabawy bez zadęcia i drenażu kieszeni – mówi Tadeusz Banko, współwłaściciel agencji imprez artystycznych Menager z Chorzowa. – Kiedy w Warszawie występują Doda czy Piasek, to gdzieś na małomiasteczkowym rynku Acapulco, Natasha czy Ramolsi.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Społeczeństwo
Długoterminowa prognoza pogody od lutego do maja. IMGW przewiduje sporo anomalii
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Społeczeństwo
Sondaż: Jak zmieniło się nastawienie do Ukraińców? Wiemy, co uważają Polacy
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy chcą powrotu kontroli na granicach w UE
Społeczeństwo
Zmiana czasu na letni 2025. Kiedy przestawiamy zegarki?
Społeczeństwo
Niemcy zmieniają prawo, migranci zostaną w Polsce