Protestujący od dwóch i pół tygodnia zostali spędzeni z jezdni głównej ulicy miasta, policja rozebrała też barykady z pustych pojemników na śmieci. Bardzo wiele osób aresztowano, ale jeszcze nie wiadomo ile. Nie wiadomo również, czy są jakieś ofiary policyjnej akcji.
Manifestacje w Armenii zaczęły się po wprowadzeniu znacznej podwyżki cen energii przez dominujący na krajowym rynku rosyjski koncern RAO JES. 19 czerwca demonstranci zajęli część głównej ulicy Erewania, prospektu Bagramiana w pobliżu dzielnicy rządowej. Pięć dni później zostali zaatakowani przez policję: aresztowano wtedy ponad 200 osób, a ponad 20 zostało rannych.
Policyjna akcja doprowadziła do radykalizacji nastrojów i zwiększenia siły protestu, który objął kilka ormiańskich miast. Demonstranci żądali anulowania podwyżki. Władze zaproponowały w końcu kompromis: podwyżka nie zostanie odwołana ale do końca roku (do czasu przeprowadzenia audytu w ormiańskiej spółce rosyjskiego koncernu energetycznego) nie będzie egzekwowana. Pieniądze na sfinansowanie półrocznej ulgi Armenia dostała w postaci kredytu z Rosji.
Część demonstrantów opuściła prospekt Bagramiana zadowolona z propozycji, pozostali rozpoczęli akcję „codziennie jeden krok" każdego ranka przesuwając swoje barykady z pojemników na śmieci w kierunku rządowej dzielnicy (gdzie znajduje się m.in. rezydencja prezydenta Serża Sargsjana do którego kierowane są żądania manifestantów).
Po poniedziałkowej akcji demonstranci zapowiadają, że wrócą wieczorem w znacznie większej liczbie i będą kontynuować protest.