Wiele punktów pobierania krwi Narodowej Służby Zdrowia (NHS) odprawiało w czwartek ludzi z kwitkiem. Powód: wszystkie wolne terminy zajęli Polacy w ramach akcji „Polishblood" („Polska krew").
– Chcemy w ten sposób pokazać, że tak jak 75 lat temu nasi przodkowie przelewali krew za Wielką Brytanię, tak i my dziś jesteśmy gotowi wspierać kraj, w którym zdecydowaliśmy się żyć. Ale w zamian chcemy być traktowani jak pełnoprawni obywatele – mówi „Rz" Jerzy Buczyński, szef British Poles Initiative, która zorganizowała akcję.
W czwartek późnym popołudniem do udziału w akcji zgłosiło się prawie 3 tysiące Polaków, ale z każdą godziną było ich coraz więcej. Do tego stopnia, że z braku wolnych miejsc część odda krew w piątek i kolejnych dniach.
O wiele mniejsze powodzenie miał pomysł jednodniowego strajku, jaki wylansował londyński polonijny tygodnik „Polish Express". Akcji nie poparły brytyjskie związki zawodowe, a bez tego była ona nielegalna.
„Mój menedżer, gdy usłyszał o strajku, powiedział, żeby nikt nawet nie myślał o tym, by nie przyjść do pracy w ten dzień, bo pożegna się z pracą. 70 proc. pracowników stanowią Polacy. Dodam, że menedżer również jest Polakiem" – napisała na forum internetowym „Polish Express" pracująca na Wyspach Natalia Krawiec.
– To była spontaniczna, ale nie najlepiej zorganizowana akcja – przyznaje „Rz" Alicja Rakowska, rzeczniczka Ambasady RP w Londynie.
Polacy byli tym bardziej zdezorientowani, że część organizacji polonijnych, w tym największa i najstarsza z nich, Zjednoczenie Polskie, była przeciw strajkowi.