"Dagens Nyher" rozmawiał z parą z Uppsali, która usłyszała, że nie ma dla niej miejsca w szwedzkim szpitalu - i została wysłana do Turku.
Jak pisze serwis yle.fi sytuacja ma związek z nagłym wzrostem liczby urodzin w Szwecji połączonym ze stale spadającą liczbą urodzeń w Finlandii. Jak tłumaczy pediatara Eryk Norman ze szpitala akademickiego w szwedzkiej Uppsali brak odpowiedniej liczby inkubatorów i innej infrastruktury niezbędnej do odpowiedniego zajęcia się wcześniakami w Szwecji, to efekt nie tylko wzrostu liczby urodzeń, ale także postępu medycyny, który umożliwia ratowanie życia coraz większej liczbie wcześniaków. Norman dodaje, że w związku z tym brakuje też pielęgniarek, które są przeszkolone do tego, by zajmować się wcześniakami.
Obecnie tylko sześć szpitali akademickich w Szwecji ma wymaganą infrastrukturę i personel odpowiednio przeszkolony do zajmowania się wcześniakami.
Korzystanie z pomocy fińskich placówek wiąże się jednak z pewnymi problemami. Kobieta, z którą rozmawiali dziennikarze "Dagens Nyher" przyznała, że fakt, iż została zmuszona do rodzenia w Finlandii był dla niej stresujący. Dodała, że problemem była m.in. bariera językowa - załoga karetki, którą jechała do szpitala w Turku, mówiła jedynie po fińsku i angielsku.
Władze lokalne, odpowiedzialne za zarządzanie placówkami opieki medycznej, skrytykował szwedzki minister zdrowia Gabriel Wikström, zdaniem którego to one ponoszą winę za to, że obywatelkom Szwecji - w przypadku przedwczesnego porodu - szpitale w tym kraju nie są w stanie zapewnić właściwej opieki.