7 listopada w Warszawie odbył się mecz Legii Warszawa z Dynamem Mińsk. Na stadionie pojawiło się sporo białoruskich kibiców, w tym mieszkająca w Polsce grupa białoruskiej opozycji. Wzniesiono transparenty obraźliwe dla Łukaszenki oraz „krwi na rękach” białoruskiego Gubazika – formacji MSW służącej do najbrutalniejszych akcji przeciwko „wrogom państwa”. – Podczas meczu doszło do incydentu. Dwóch mężczyzn z sektora białoruskiego zaczęło nagrywać telefonami innych kibiców, robiono im zdjęcia. Nie chcieli ani przestać, ani skasować nagrań i zdjęć. Wzburzeni Białorusini wezwali ochronę, a ta policję. Mężczyzn wyprowadzono. Sprawa może mieć drugie dno – opowiada nam osoba znająca kulisy zajścia.
Zdarzenie potwierdza nam Bartosz Zasławski, rzecznik Legii. – Rzeczywiście, powodem interwencji ochrony meczu było nagrywanie czy fotografowanie kibiców z Białorusi. Wezwaliśmy policję, bo nagrywający mężczyźni ignorowali polecenia opuszczenia sektora gości wydanego przez pracownika służby porządkowej – mówi „Rz”.
Kim byli? Dlaczego nagrywali? Ani policja, ani sąd nie zbadali sprawy
Z ustaleń „Rz” wynika, że sprawę potraktowano jak typowo stadionową rozrubę. W aktach sprawy nawet nie podano kontekstu – co spowodowało interwencję służb. – Nikomu nie wydawało się to ważne – mówi nam osoba znająca kulisy.
Czytaj więcej
Legia Warszawa podejmie w czwartek Dynamo Mińsk, bo białoruskich klubów – w przeciwieństwie do rosyjskich – sankcje za wojnę w Ukrainie nie dotknęły i mogą grać w europejskich pucharach.
Jakub Pacyniak, oficer prasowy komendanta rejonowego policji Warszawa I, potwierdza, że policjanci zatrzymali podczas tego meczu dwóch mężczyzn narodowości białoruskiej. – Nie stosowali się do wydawanych poleceń, co stanowi złamanie przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych – wyjaśnia rzecznik i dodaje, że przy 34-latku znaleziono niewielką ilość narkotyków (był to mefedron – przyp. aut.), za co usłyszał zarzuty karne. Drugi to 38-latek.