Dzięki karcie lekarz na Śląsku nie musi się obawiać, że nieubezpieczonemu przepisze lek z refundacją, za co NFZ go potem ukarze. System w kilka sekund weryfikuje, czy pacjent jest ubezpieczony, czy nie.
Kartę ma dziś 4,46 mln mieszkańców województwa. W elektronicznym systemie są wszystkie placówki zdrowia, które mają podpisany kontrakt z NFZ. Przed wejściem chorego do lekarza system drukuje specjalne, spersonalizowane recepty. Jest połączony z Centralnym Wykazem Ubezpieczonych ZUS. - Za aktualizowanie listy ubezpieczonych odpowiada ZUS, co chroni pośrednio lekarza - wyjaśnia Kopocz.
Plastikowe karty z czipem wielkości dowodu osobistego wprowadził na Śląsku w połowie 2001 r. Andrzej Sośnierz, ówczesny szef Śląskiej Kasy Chorych. Mają ją dzieci już od szóstego miesiąca życia. Karta rejestruje każdą wizytę u lekarza. - Eliminuje patologie, np. wyłudzanie świadczeń - tłumaczy Kopocz.
Karta, dziś oceniana jako sukces, przysporzyła Sośnierzowi kłopotów. SLD-owski minister zdrowia Mariusz Łapiński zarzucił mu, że system wprowadził nielegalnie. Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych w 2002 r. skierował sprawę do prokuratury, ale ta oskarżyła Sośnierza jedynie o to, że nie wynajął powierzchni reklamowej na karcie, czym dopuścił się niegospodarności. Wygrał po czterech latach w sądzie.
Za rządów PiS Sośnierz został szefem NFZ. Wówczas kartę podobną do śląskiej, tylko nowocześniejszą, bo zawierającą więcej danych m.in. o przepisywanych lekach, chciał wprowadzić w całej Polsce (koszt szacowano na 400 mln zł). Pomysł zablokowało MSWiA, gdyż planowało w 2008 r. wprowadzać nowoczesne dowody osobiste, na których można by elektronicznie zapisywać także dane o ubezpieczeniu zdrowotnym.
Nowych dowodów do dziś nie ma. Termin ich wprowadzenia kilkakrotnie przesuwano, m.in. z powodu przeciągającego się przetargu na dostawę blankietów. Najnowszy termin to początek 2013 r.