Po reakcji przewodniczącego Episkopatu abp. Stanisława Gądeckiego i prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka na film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” pojawiły się głosy, że „przepraszam” skierowane do ofiar i „dziękuję” do autorów filmu to za mało. Że teraz czas na czyny. Jednak już po 48 godzinach od emisji filmu dowiedzieliśmy się, że jeden z bohaterów filmu – odbywający kilkuletni wyrok więzienia za pedofilię – został wiosną tego roku wydalony ze stanu kapłańskiego. W poniedziałek kuria warszawska poinformowała zaś, że inny ksiądz, który – jak pokazano w filmie – złamał sądowy zakaz pracy z dziećmi (wcześniej odsiedział wyrok w więzieniu), opuści stan duchowny. Marianie ogłosili z kolei, że inny bohater filmu – budowniczy Lichenia – został odsunięty od czynności duszpasterskich.
Skądinąd jeśli coś w tym wstrząsającym obrazie budzi nadzieję, to fakt, że najbardziej odrażające przypadki opisane w filmie dotyczyły dość dalekiej przeszłości. Później częstsze były np. wyroki więzienia. Oczywiście, bulwersujące jest to, że jednego z księży przenoszono z diecezji do diecezji, światełkiem w tunelu może być jednak fakt, że coś się dzieje, że zmiana zachodzi.
Jest to zresztą zmiana w całym społeczeństwie, w oderwaniu od którego na Kościół trudno jest patrzeć. Kilkadziesiąt lat temu nikogo nie oburzało branie dzieci na kolana, dziś obcy boją się to robić – i słusznie – w obawie o zarzut niestosownego zachowania. Kiedyś romansowanie przez wykładowców ze studentkami czy prezesów z podwładnymi uważano za coś niestosownego, ale nie dyskwalifikującego. Dziś to zachowania ścigane karnie. Dopiero po akcji #metoo społeczeństwa uznały, że to jednak naganne, że reżyserzy wykorzystują seksualnie aktorki, a znani prezenterzy młodsze dziennikarki, i rozpętała się afera. I można by pytać: czy wcześniej to było etyczne? Czy wcześniej to nikomu nie przeszkadzało? Zmienia się wrażliwość społeczna w kwestii wykorzystywania seksualnego – i bardzo powoli dzieje się tak również w Kościele.
Przy okazji warto przypomnieć, że Kościół to nie tylko hierarchowie i osoby konsekrowane. To też wierni. Owszem, Kościół w pewnych sferach nie jest demokratyczny i nie musi być. Świeccy powinni jednak – szczególnie po filmie Sekielskich – mieć świadomość, że ich zaangażowanie jest ważne. I wywierać na swoich biskupów nacisk w sprawie oczyszczania Kościoła ze zbrodni pedofilii. Niektórym hierarchom zbyt łatwo przychodzi nazwanie ujawniania przykładów pedofilii atakiem na Kościół. Znacznie trudniej będzie jednak nazwać takim atakiem inicjatywy kierowane przez wiernych do biskupów. Atakiem na Kościół jest dziś więc raczej zachowanie takich biskupów, którzy wydają się liczyć, że można przeczekać papieża Franciszka i wszystko będzie tak, jak było. Nie będzie.
Społeczeństwo się zmienia, a zamiatanie sprawy pod dywan w przekonaniu, że w ten sposób chroni się Kościół, jest najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski – podobnie jak i sojusz części biskupów z PiS. Dlatego zaangażowani świeccy powinni wysyłać jasne sygnały do hierarchów. I wyrazić słowa uznania dla arcybiskupów Gądeckiego, Polaka i innych hierarchów, którzy podejmują działania na rzecz oczyszczenia polskiego Kościoła. A równocześnie stanowczo zaprotestować przeciwko takim pogardliwym postawom, jak metropolity gdańskiego. Bagatelizując film Sekielskich, abp Głódź bagatelizuje cierpienie ofiar pedofilii. To dla Kościoła bardziej niebezpieczne niż działanie jego wrogów.